poniedziałek, 29 grudnia 2014

~Historia jednej nocy~, SnK Eruri (Erwin x Rivaille)

Dłuugo mnie nie było ;u; (życie mnie nienawidzi i robi mi różne niespodzianki)
Powracam, by dać Wam (tak trochę bardzo) spóźniony prezent świąteczny (sam w nie bardzo świątecznym klimacie, ale ćśś) i życzyć Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ;P
Mam nadzieję, że wypoczęliście i najedliście się dobrego jedzenia w te święta, a w Sylwestra zaszalejecie ~(^u^)~

A teraz krótko o opowiadaniu:
Pomysł narodził się nie wiem gdzie i dlaczego, ale do tej koncepcji pasował mi ten paring - Erwin, jako przykładowy mężczyzna, dobrze zarabiający lecz samotny, oraz Levi, jako ten z mroczną przeszłością i nietypową pracą.
Chciałam oddać ich charaktery i historię w jak najwierniejszy i interesujący sposób, chyba mi się nawet udało xP (Pisząc to miałam w głowie wygląd biura Erwina i jego innych współpracowników - Hanji, Mike'a... oraz Leviego, który później do niego dołącza)
Koniec mojego smęcenia, zapraszam do czytania c:






Erwin Smith. Poważny, młody mężczyzna, pracujący w biurze. Jako osoba posiadająca dobrą pracę i nieprzeciętną twarz, cieszył się bogatym życiem towarzyskim. Wiele kobiet gotowych było dla niego dokonać największego aktu szaleństwa, nawet niektórzy mężczyźni spoglądali na niego z pożądaniem, pragnąc zasmakować ciała blondyna.
Jednak ten, chociaż nie stronił od uciech cielesnych (zarówno z kobietami jak i mężczyznami), to nie był w żadnym poważniejszym związku. Prawda, cenił sobie wolność, ale prawdziwym powodem tego, że wciąż był singlem był fakt, że nigdy nie spotkał osoby, która zaintrygowałaby go na dłuższy czas. To był też m.in. powód, dla którego zgadzał się na przygodni seks, jednonocne znajomości i często korzystał z usług prostytutek, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Szukał kogoś właściwego, kogoś, kim nie znudziłby się tak łatwo i szybko.
Dzisiaj akurat był piątek, wieczór, Erwin wrócił z pracy do swojego mieszkania, rozluźnił krawat i usiadł wygodnie na kanapie. Dzisiaj miał pracowity dzień, musiał siedzieć po godzinach. Zdarzało mu się to dość często, ale w końcu porządna i dobrze płatna praca wymaga poświęceń. Dzięki niej mógł sobie pozwolić na duże wydatki, więc nie narzekał jakoś specjalnie. Z resztą, zawsze słynął z dokładności, pracowitości i punktualności. Robił świetne wrażenie jako pracownik, toteż szybko dostawał awanse. Zapewne gdyby nie jego charakter, w tak młodym wieku nie osiągnąłby tak wiele.
Erwin nie afiszował się swoimi osiągnięciami, pracę traktował jako rozrywkę.
Smith poszedł wziąć długi, relaksujący prysznic, po czym wrócił i rozsiadł się wygodnie na kanapie przed telewizorem. Nie chciało mu się gotować, więc zamówił sobie pizzę. Programy w telewizji nudziły go, kłamstwa mediów i afery nie interesowały go, jako człowiek inteligentny poszukiwał lepszej rozrywki. Nagle poczuł, że ma ochotę z kimś porozmawiać na różne tematy. Porozmawiać z kimś, kto jest inteligentny i posiada intrygującą historię. Porozmawiać z kimś, kto sam w sobie jest interesujący.
Sięgnął po swój telefon i przejrzał numery domów publicznych, z których czasem korzystał. Miał ochotę porozmawiać z kimś, kogo nie znał - przed obcymi najłatwiej się otworzyć. Wybrał jeden z numerów i wygłosił do telefonu swoje, dość nietypowe, życzenie. Tak jak się spodziewał, jego rozmówca umiał znaleźć mu osobę spełniającą wymagania. Erwin podał jeszcze tylko adres swojego mieszkania, po czym rozłączył się.
Po mniej-więcej kwadransie rozległ się dzwonek do drzwi. Erwin poszedł szybko otworzyć drzwi.
-Pan Erwin Smith? - na progu stał chłopak (a może mężczyzna?). Był niskiego wzrostu, czarne włosy opadały mu na ciemne oczy, wcale nie tłumiąc ich chłodnego, hipnotyzującego spojrzenia.
-Wystarczy Erwin - blondyn uśmiechnął się i pozwolił wejść gościowi. - A ty jesteś...?
-Levi. Po prostu Levi - odpowiedział tamten ściągając kurtkę. - Mieszkasz sam? - zaciekawił się zaraz przybysz, gdy tylko wyszli z przedpokoju.
-Tak. Chodź, oprowadzę cię trochę - Erwin oprowadził szybko gościa.
-Czysto tu masz - zauważył Levi.
-Staram się utrzymywać porządek, aczkolwiek nie stronię od bałaganu, nie przeszkadza mi on jakoś specjalnie - wzruszył ramionami Erwin. - A co?
-Nienawidzę burdelu i bałaganu. Doprowadza mnie do szewskiej pasji - Levi spojrzał krzywo na pudełko po pizzy.
-Mizofobia? - odgadł zaraz Smith, nalewając wina do dwóch kieliszków i podając jeden z nich przybyszowi.
-Można tak powiedzieć - wzruszył ramionami tamten, biorąc do ręki kieliszek.
-Ciekawe - mruknął Erwin. Chłopak zaczynał mu sie podobać, był szczery i bezpośredni, Erwin podejrzewał też, że potrafi być chamski i bezwzględny. - Powiedz mi, ile ty w zasadzie masz lat?
-34.
Smith o mało nie oblał się winem.
-Poważnie? Myślałem, że masz góra 25. Wyglądasz młodo.
-Wiem, nie jesteś pierwszym, który się pomylił - Levi wzruszył ramionami. - Wkurza mnie to, ale przyzwyczaiłem się. Jakoś. Taka praca.
-Właśnie, może powiesz mi, dlaczego pracujesz w takim miejscu? - zapytał Smith, a Levi po chwili milczenia kiwnął głową na znak zgody.
Levi był dokładnie taki, jak Erwin myślał - intrygujący, pełen tajemnic, chamski i zaskakujący. W dodatku niezwykle inteligentny, o wyjątkowej osobowości i ciętym języku.
Rozmawiali długo, popijając wino, później Erwin zapoczątkował zbliżenie intymne. Nawet w łóżku Levi nie przestawał zaskakiwać. Choć był na pozycji zdominowanej to i tak popisywał się nieprzeciętnymi umiejętnościami i doświadczeniem.
Później obaj zasnęli, wykończeni stosunkiem.
Gdy Erwin się obudził, dochodziła 10 rano. Po Levim nie było śladu, zniknął, zanim Erwin się obudził.
Blondyn poczuł ukłucie żalu. Levi przypadł mu bardzo do gustu, blondyn czuł, że właśnie to była osoba, której zawsze szukał. Im dłużej się przebywało z Levim, tym bardziej hipnotyzowały jego oczy, tym bardziej chciało się z nim być, dotykać go, rozmawiać, poznawać te tajemnice, które w sobie tak głęboko skrywał.
Niestety, cały czar prysł w raz z porankiem, wraz ze zniknięciem Leviego. Erwin żałował, że nie zdążył wziąć od niego numeru telefonu. Czyżby to była tylko znajomość jednej nocy?
Parę dni później Erwin zadzwonił do tego samego domu publicznego i zapytał o Leviego. powiedzieli mu, że mężczyzna już tu nie pracuje i odmówili podania jego osobistego numeru telefonu.
Erwin stracił nadzieję na odnalezienie tajemniczego mężczyzny. W końcu nawet nie znał jego nazwiska. Poddał się i całą historię z Levim upchnął w swoim umyśle w kąt nazwany "Historia jednej nocy", pomiędzy inne takie spotkania.

***

Minęło sporo czasu, Erwin zdążył częściowo zapomnieć o spotkaniu.
Dziś był poniedziałek, zwykły roboczy dzień, Smith wchodził akurat do swojego biura i kierował się do swojego gabinetu. Po drodze zatrzymał go szef:
-Erwin, pozwól na chwilę.
Zaintrygowany mężczyzna podążył za przełożonym do jego gabinetu. Gdy weszli do pomieszczenia, na twarzy Erwina zagościł delikatny uśmiech.
-To jest Levi Ackerman, od dziś będzie pracował pod tobą.

THE END?

sobota, 1 listopada 2014

~Wszystkich Świętych~ Jean x Marco, SnK



Halloweenowego specialu nie było, ale wrzucam moje stare opowiadanie o Wszystkich Świętych.
Tak poza tym - czy tylko mnie momentami wkurza Halloween? Wycinanie dyni jest nawet spoko, ale te przyłażące po słodycze małe dzieci mnie irytują. Jeszcze bardziej wkurzają mnie próby podjęte przez kościół, które mają na celu zamianę typowego pogańskiego Halloween na święto katolickie. U mnie w mieście organizowali wczoraj jakiś pochód świętych i błogosławionych, na którym niby śpiewali i opowiadali o znanych świętych... Trochę bezsensu...

Miłej lektury c:


-Brr - wzdrygnął się Jean i szczelniej owinął szyję szalikiem.
1 listopada, niesamowicie chłodny i wyjątkowy dzień, dobiegał już końca. Chłopak, jak co roku na Wszystkich Świętych, przemierzał samotnie alejki małego miejskiego cmentarza. W tym dniu, to miejsce, zwłaszcza w wieczornych godzinach, wygląda niesamowicie. Tysiące różnobarwnych światełek zniczy podświetlają groby, nadając miejscu wyjątkową atmosferę. Sprawiają, że wydaje się, że zmarli są tu z nami pod postaciami niewidzialnych duchów.
Jean mijał ostatnich ludzi na cmentarzu, kierując się w stronę najnowszych grobów. Ostatnio dużo ich przybyło i to nie tylko za sprawą Tytanów, ale także walk między ludźmi. Ta część cmentarza najbardziej przygnębiała, pomimo że ozdabiała ją największa ilość kolorowych światełek.
Młody żołnierz zatrzymał się przed małym nagrobkiem, a w zasadzie przed skromną, ale ładną tabliczką.
-Marco - wyszeptał schylając się i dotykając delikatnie wygrawerowanych w marmurze literek.
Wiedział, że pod spodem nic nie ma. Tabliczka była tylko symbolicznym grobem. Zwłoki jego przyjaciela zostały, tak jak większość innych, spalone. Chłopak postarał się o symboliczny nagrobek po to, by mieć miejsce, do którego mógłby przyjść się pomodlić za poległego i którym mógłby uczcić jego pamięć.
-Głupku. Zostawiłeś mnie. Poszedłeś przodem, a obiecaliśmy sobie, gdy razem wstępowaliśmy do wojska, że razem będziemy walczyć, razem przetrwamy piekło i razem dożyjemy późnej starości na świecie bez Tytanów. Mieliśmy przeżyć...
Jean zamyślił się. Bardzo lubił swojego przyjaciela. Uwielbiał z nim wymykać się nocami z kwatery kadetów i łazić nocami po pobliskim lesie. Mieli nawet swoją małą polankę, na której często siedzieli i rozmawiali. Marco zawsze był u boku chłopaka. Jean zawsze mógł liczyć na przyjaciela, mógł się mu zwierzyć, podzielić obawami przed dniem następnym, nawyzywać Erena albo po prostu porozmawiać o niczym. Pewnego dnia Marco przyznał się, że czuje do Jeana coś więcej. Chłopak, pomimo szoku, zaakceptował to - przyjaciel nie narzucał się, po prostu wyjawił szczerze, co czuje.
Jean poczuł spływającą po policzku łzę. Starł ją nieśpiesznie i uśmiechnął się ze smutkiem. Został sam. Wielokrotnie zastanawiał się, czy uczucia Marco nie są odwzajemnione, jednak nigdy nie umiał się jasno określić.
-Teraz już i tak jest za późno - szepnął do siebie. -Nawet gdybym cię kochał, to i tak już ci tego nie powiem. Żałuję, że ci nie podziękowałem za twoje wyznanie. Było dla mnie bardzo ważne, w końcu się przyjaźniliśmy. Byłeś taki szczery. Zawsze mi towarzyszyłeś, ale ja tego nie doceniałem... I teraz widzę, jak bardzo mi ciebie brakuje. Nie mam do ciebie pretensji, najwyraźniej tak musiało się stać. Nie będę płakał, wiem że tego byś nie chciał... Poza tym, moje łzy, nieważne ile, nie zwrócą ci życia...
Uśmiechnął się na wspomnienie przyjaciela. Chyba nigdy więcej nie spotka kogoś takiego jak Marco.
Znicze płonęły, tworząc na ziemi jasną łunę, podobną do tej zawieszonej na niebie. Kolorowe światełka przypominały rozsypane na ziemi gwiazdy. Może to dlatego miało się wrażenie, że Niebo jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki?
Jean odmówił krótką modlitwę nad grobem przyjaciela. Następnie odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Jego postać po chwili zniknęła w oświetlonych alejkach cmentarza...

~THE END~


Ps. Dzięki Wam wszystkim za komentarze. Czytam je, ale nie zawsze odpowiadam >.< Uwagi biorę do siebie, nie martwcie się. Wasze opinie pomagają mi się "naprostować". Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję c: