"PvP"
- czyli "Praktyka Vs Praca". Opowiadanie własne, zaczęte ponad pół
roku temu, wielokrotnie porzucane, jednak w końcu dokończone. Z tego powodu
pewnie zwalone (coś mi nie wyszło xP). Ale że szkoda mi te 12 stron wyrzucić
bez słowa, to publikuję.
Zapraszam do
lektury c:
-Yume, pospiesz się! - wydarł się szef na całą kuchnię.
-Już biegnę! - odkrzyknąłem i pobiegłem pomóc.
Nazywam się Yume Haku. Aktualnie
mam 21 lat i jestem studentem 3-ciego roku gastronomii. Status? Singiel.
Mieszkam sam w wynajętym mieszkanku i chodzę na praktyki do całkiem przyzwoitej restauracyjki. Miałem szczęście, że mnie przyjęli. Ale w końcu jestem
najlepszy na roku, więc byle gdzie bym nie poszedł.
Najlepszy... Z teorii i drobnych
zajęć praktycznych. Praca, taka prawdziwa to zupełnie inna bajka. Nagle okazuje się, że większość rzeczy, które wykułeś, jest niepotrzebna bądź nie sprawdza się w praktyce. Jakoś jednak sobie radzę, co prawda szef
dostaje czasami palpitacji serca, gdy się w czymś rąbnę bądź spóźnię, ale polubił mnie i raczej nie wywali za pomyłkę. Sam mi się kiedyś zwierzył, że był praktykantem i nie jest to łatwa robota, więc mnie rozumie. W sumie to miłe, ale mnie nie wywyższa, wręcz przeciwnie. Relacja
szef-podwładny jest wręcz wyczuwalna w powietrzu. No i nikt mi nie pomaga, więc tajniki kuchnii
odkrywam i poznaję sam. Ale człowiek uczy się całe życie, nie?
***
-Co!? To jakaś kpina! - brązowowłosy chłopak ze złością uderzył pięścią w stół, na co strażnicy więzieni unieśli ostrzegawczo pałki.
-Nie unoś się, Suguro. Zawsze możesz siedzieć w kiciu - starszy mężczyzna, adwokat,
pokazał gestem, by chłopak usiadł.
-Nie da się tego... Odwołać? - zapytał siadając i obrzucając mężczyznę niechętnym spojrzeniem
niebieskich oczu.
-Trzeba było nie kraść i nie robić rozrób na mieście, to siedziałbyś teraz w domu i gnił na kanapie, a tak to
zgnijesz w więzieniu, albo odbędziesz te prace społeczne i w spokoju będziesz żył dalej. To jak, Suguro-kun?
Niebieskooki zacisnął z bezsilności pięści.
-Niech będą te prace - wycedził przez zęby.
***
-Uh - jęknąłem.
-Co się stało, Yume-chan? -
czarnowłosy mężczyzna imieniem Hiro poczochrał moje niesforne blond włosy - Nie wyspałeś się?
-Hiro-san! - odsunąłem się poza zasięg rąk mojego kolegi z
pracy. - Jestem padnięty: studia - nauka - praca - obowiązki - sesje - westchnąłem idąc do szatni.
Czarnowłosy poszedł za mną:
-Wyluzuj, bo się zajedziesz, młody. Ja w twoim wieku
olałem studia, nie miałem pracy, tylko babki, alko i imprezy! Jestem z tego zadowolony i widzisz,
jak na tym wyszedłem - wypiął dumnie pierś.
-Widzę. Obierasz kartofle w
restauracji - zapiąłem fartuch i wyszedłem z chamskim uśmieszkiem na twarzy.
Hiro został, wkurzony za mój
komentarz, jednak po chwili roześmiał się i mnie dogonił:
-Ty to masz cięty język, Yume-chan!
-Wiem - uśmiechnąłem się. - A ty, stary
pierniku, bierz się do roboty, dziś mamy wizytę krytyka i nie możemy tego spitolić!
Zakasaliśmy rękawy i całą ekipą wzięliśmy się do pracy. W trakcie
roboty, gdy ręce są zajęte, a język jest wolny, zaczynają się plotki i rozmowy. Tak było i tym razem:
-Ej, a gdzie szef? - zapytała Sakura, jedna z
kucharek.
-Nie wiem, podobno poszedł osobiście odebrać jakiegoś nowego - włączył się do rozmowy Hiro.
-Osobiście? - zdziwiłem się. - To kim on jest?
-Nie mam pojęcia, może to jakaś szycha? - tym razem
wtrąciła Meiko, druga z dziewcząt. - Ah, oby to był jakiś przystojny, młody syn znanego kucharza - rozmarzyła się.
-Ehm - żąchnął się czarnowłosy. - Mało masz tu przystojnych
facetów? - zapytał zaczepnie i przybrał pozę modela.
Wyśmialiśmy go.
-Ah, Hiro-kun, Hiro-kun - pokręciła głową Sakura. - Stary
piernik z ciebie, a nie ciacho. Dobry towar to jest z Yume-chan'a - mrugnęła do mnie okiem, na co
walnąłem buraka.
-Yyyy - zażenowałem się. - Dajcie spokój.
Wkrótce się przekonamy, kim on jest. A teraz wracajmy do roboty, bo trzeba będzie szukać nowych na nasze
miejsca - rozporządziłem i wróciłem do przerwanej czynności.
-Oh, Yume-chan! - zachwyciła się Meiko. - Uwielbiam,
gdy zachowujesz się tak władczo.
-Uke z pazurem - uśmiechnęła się do niej Sakura i obie
zachichotały.
Nie bardzo zrozumiałem, o co im chodzi, więc nic nie powiedziałem.
-Mrau, Yume-chan - zaczepił mnie Hiro. - Co ty
nagle taki popularny się zrobiłeś? Tyle lasek o tobie gada, może poleciłbyś mnie którejś? - zmierzwił swoje włosy i posłał całusa do naszych koleżanek z pracy.
-Wybacz, ale komuś takiemu jak ty, nawet
dobre kontakty nie pomogą - zbyłem jego nadzieję. - Stare pierniki nie mają powodzenia u kobiet.
-Stare? - zirytował się. - Mam 5 lat więcej niż ty!
-No widzisz? Stare - skomentowałem to i na dobre
powróciłem do pracy, ignorując oburzone spojrzenia, które rzucał mi mój drogi kolega.
***
-Uh, gdzie jest szef? Krytyka
jeszcze nie było, ale zawsze może przyjść! A sami sobie nie poradzimy - zaczęła panikować Meiko.
Dochodziła 14.
-Nie martwcie się, skoro ja tu jesrem,
nic złego stać się nie może, drodzy państwo - zgrywał ważnego Hiro.
-Wszyscy zginiemy - skomentowałem, na co dziewczęta się roześmiały, a on obraził.
W tym momencie skrzypnęły drzwi zaplecza i usłyszeliśmy kroki. Rzuciliśmy robotę i szybko ustawiliśmy się w rządku, a gdy szef wszedł, pochyliliśmy się i razem go powitaliśmy:
-Dzień dobry, szefie! -
po czym się wyprostowaliśmy. Obok szefa nikogo
nie było. Zdziwiliśmy się, ale o nic nie pytaliśmy.
-Dzień dobry - Taki-san przywitał nas mniej rześko niż zwykle. - Jak zapewne
już wiecie, dziś dołączy do nas nowy chłopak - przeszedł od razu do konkretów. - Nie jest to może najlepszy moment, mam na myśli wizytę krytyka, ale wierzę, że dacie radę. Dziś dołączy do nas Suguro
Takazawa. Dołączy za sprawą sądu i wyroku, który nakazuje mu odpracować godziny społeczne w tym miejscu. Jego historię, tyle ile powinniście znać, już znacie, a czasu na
dalsze rozżalanie się nie mamy, więc... Suguro-kun, chodź tu - zawołał w stronę szatni.
Po chwili nadszedł stamtąd wysoki chłopak, ubrany już w fartuch. Stanął obok szefa i pochylił się w naszą stronę:
-Nazywam się Suguro Takazawa -
wyprostował się, a ja zauważyłem, że jest z nas najwyższy, a ode mnie samego o ponad głowę.
Szef przedstawił nas po kolei, po czym
klasnął w dłonie i rozkazał:
-Suguro-kun, Yume-chan się tobą zajmie, sam jest tu
od niedawna, no i jest tylko dwa lata młodszy, więc się jakoś dogadacie. Rozumiesz, Yume-chan?
-Tak, szefie! - kiwnąłem głową.
-No to do roboty! Wystarczająco dużo czasu już zmarnowaliśmy, a dzisiaj jest on
wyjątkowo cenny! Na stanowiska! Suguro - zwrócił się do nowego - Yume-chan ci pokaże, co masz robić.
Rozbiegliśmy się szybciutko, a ja równie
szybko poinstruowałem nasz nowy nabytek, co ma robić.
***
-Jaa - usiadłem ciężko na ławce w szatni - padam
z nóg!
-Ja też - stwierdził o wiele mniej
energicznie niż zwykle Hiro. - To był ciężki dzień. Tyle latania, wrzasków, stresu...
-Na szczęście jutro sobota -
powiedziałem mało entuzjastycznie. - Nie ma szkoły, odpocznę trochę.
-Taa - westchnął brązowowłosy, a nagle ożywił się. - Widziałeś Suguro-kun w akcji? Żeby tak dobrze i
szybko gotować! I to bez pomyłek! Niesamowite! - zachwycił się jak każdy z nas.
-Racja - potwierdziłem. - Dobrze, że go dzisiaj miel... -
urwałem, bo Takazawa właśnie wszedł do pomieszczenia.
-Ehm, to ja już pójdę - wstał Hiro. - Do jutra! -
pożegnał się i wyszedł.
Zaraz po nim wyszły dziewczyny, szepcząc coś do siebie, z czego
zrozumiałem tylko Suguro-san, przystojny i dobry.
Zamknąłem oczy i oparłem się o ścianę. Byłem naprawdę zmęczony. Siedziałem tak, dopóki ktoś nie położył mi dłoni na ramieniu:
-Ah! - wykrzyknąłem otwierając oczy. - Suguro-san!
- na wprost mnie napotkałem parę niebieskich oczu. - Wystraszyłeś mnie.
-Wybacz. Myślałem, że coś ci się stało - odsunął się. Nie usłyszałem nawet, kiedy
podszedł.
-Wszystko w porządku - wstałem i wziąłem kurtkę Ubrałem się, a brunet w tym
czasie zrobił to samo. Wyszliśmy razem, tak jakoś wyszło.
-Znasz może tu w pobliżu jakiś tani hotel - zapytał nagle, a ja w mig pojąłem, o co chodzi.
-Nie masz gdzie spać? Ale hotel kosztuje,
a za prace społeczne nie płacą - zamyśliłem się, a po chwili wpadłem na pomysł. Czemu nie?- Chcesz zamieszkać tymczasowo u mnie? - zapytałem.
-Co? - zdziwił się. - Jesteś pewny? W końcu nie
znasz mnie nawet.
-Skoro szef ci ufa na tyle, byś mógł chodzić bez obstawy, to ja też mogę ci zaufać - stwierdziłem. - Jesteś pod moją... opieką, więc nawet wygodniej będzie cię mieć na oku, gdy
zamieszkasz u mnie, no nie? - uśmiechnąłem się. - Poza tym nie wydajesz się zły. Więc jak, chcesz?
-Tak, o ile to nie kłopot, to chętnie skorzystam -
odpowiedział po chwili namysłu.
-Żaden, lubię mieć gości. Więc chodźmy! - wykrzyknąłem i ruszyłem przodem.
***
Nie mieszkam daleko, więc po kwadransie byliśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka:
-Mieszkanko może nie za duże, ale chyba nam
wystarczy. Rozgość się, a ja przygotuję dla ciebie miejsce w salonie i pościel - zostawiłem go w przedpokoju
i pobiegłem znaleźć zapasową kołdrę...
***
I tak oto zamieszkaliśmy razem. Nie
wchodziliśmy sobie w drogę, a
nasze relacje utrzymywały się w granicach zawodowych.
Nie specjalnie przeszkadzał mi nawet fakt, że Suguro nie szczyci
się idealną reputacją i od samego początku mówił do mnie po
imieniu. A on nie przejmował się, że jestem studentem i nie ma
mnie często w domu. Zaczął nawet gotować nam obiady, a
ja poprosiłem go w końcu o lekcje gotowania.
I
wtedy nasze relacje zmieniły się. Zostaliśmy w końcu przyjaciółmi, dowiedziałem się nawet co nieco o
jego życiu. Powiedział mi o swojej
sytuacji rodzinnej i o tym, dlaczego zaczął kraść. O bójki jeszcze nie pytałem, nie chciałem go męczyć potokiem
pytań (jestem wścibski).
I wszystko byłoby pięknie, gdyby mój drogi
przyjaciel nie wrócił pewnego razu do domu nawalony w 3 dupy...
***
Siedziałem nad książką, nowo kupioną przygodówką, piątek, zbliżała się północ. Solidnie się wciągnąłem, dlatego jebnięcie otwieranych drzwi
omal nie wywołało u mnie zawału. Poderwałem się, jednak wiedziałem, że to Suguro wrócił z popijawy, w końcu zamknąłem drzwi i żaden napalony zboczeniec wejść tu nie mógł...
Tak myślałem i, szczerze
powiedziawszy, nieźle się na tym przejechałem.
-Yume-chan - powitał mnie wchodząc do salonu. Na
pierwszy rzut oka było widać, że przegiął z piciem, bo ledwo stał.
-Suguro-kun, stary chlaczu!
Znowu się nawaliłeś? - zapytałem niezgodnie z prawdą, bo zawsze wracał w miarę trzeźwy.
Nic nie powiedział, tylko podszedł do mnie (o dziwo nie
wywrócił się po drodze) i wyjął mi z rąk książkę. Odłożył ją na stolik i, całkiem trzeźwo, powiedział:
-Chodźmy się pieprzyć. Teraz.
Nim ochłonąłem z szoku i cokolwiek
powiedziałem, on już mnie zaniósł do sypialni, położył na łóżku i zamknął drzwi. Gdy zaczął się rozbierać, oprzytomniałem:
-Co ci odjebało?! - nie wierzyłem, że on to robi.
Zamiast odpowiedzieć, zapytał:
-Jesteś prawiczkiem?
Byłem tak zdziwiony, że bez namysłu odpowiedziałem:
-Jestem, a co myślałeś?! Nie mam czasu na
takie rzeczy! - chciałem wstać i wyjść, ale Takazawa pchnął mnie z powrotem na łóżko:
-Czyli nikt mi nie odebrał tej przyjemności pozbawienia cię dziewidztwa - wypalił jak gdyby nigdy nic,
po czym podszedł do mnie i zaczął ściągać mi spodnie.
-Suguro, co ty robisz?! - wydarłem się i uderzyłem go. Niezbyt mocno,
ale trochę go to wkurzyło. Przewrócił mnie na brzuch i wykręcił do tyłu ręce - jest cholernie silny i nie dałem rady mu się postawić. Po chwili związał je czymś w nadgarstkach i obrócił mnie z powrotem na plecy.
-Suguro, rozwiąż mnie - zacząłem się naprawdę bać, a nie miałem nawet w tamtej
chwili jak się przed nim obonić. - Suguro, to nie jest śmieszne! O co ci cho... - nie dał mi dokończyć. Brutalnie wpił się w moje usta, uciszając moje wrzaski.
Przygryzł moją dolną wargę do krwi, co naprawdę zabolało. Gdy tylko przestał maltretować moje wargi, zajął się zdjęciem do końca moich spodni. Wykorzystałem to i znów zacząłem krzyczeć:
-Suguro, rozwiąż mnie! Przestań!
Przestań, słyszysz?! - bałem się, a że moje protesty nie dawały rezultatów, bo nawet na nie nie odpowiadał, zacząłem wołać pomoc. - Ratunku!
Pomoc...!
I tym razem nie dokończyłem.
Zakneblował mnie, wredna menda, a
następnie pozbawił bielizny. Leżałem pół nagi, a on obcałowywał mnie po obnażonym podbrzuszu i udach, stawiając mnie na granicy paranoi i zwariowania. Chcąc nie chcąc, jego
nadspodziewanie delikatne i celnie wymierzone pocałunki i malinki, zaczęły na mnie działać podniecająco. W końcu, pomimo
mojego strachu, stanął mi. Takazawa wykorzystał to i zaczął mi obciągać, najpierw ustami a potem ręką, by móc mnie dalej swobodnie obcałowywać. Nie mogłem nic zrobić, siedział mi na nogach uniemożliwiając kopanie, ręce miałem związane, a knebel nie wypuszczał z moich ust nic ponad
stłumione okrzyki oburzenia i ciche westchnienia.
W końcu doszedłem, czując lekkie obrzydzenie
(w końcu to mój kumpel) i ulgę, że to już koniec.
Znowu się myliłem.
Zaczął mi wkładać w, za przeproszeniem, dupę swoje palce, ubrudzone mlecznym płynem. Czułem ból i dyskomfort, a
także rosnące mdłości, a on poruszał nimi coraz gwałtowniej, dopóki nie zacząłem się przyzwyczajać.
Najbardziej w tym wszystkim
przerażało mnie to, że nic nie mówił i zachowywał się zupełnie trzeźwo, o ile trzeźwym zachowaniem można nazwać robienie takich rzeczy z przyjacielem. Wszystko, co robił, wykonywał z rezerwą i, co mnie przeraziło, doświadczeniem.
W końcu i on zdjął z siebie spodnie wraz
z bielizną i zastąpił palce swoją męskością, która, nie czarujmy się, nie była mała. Wszedł we mnie jednym, gładkim ruchem, a ja zobaczyłem wszystkie gwiazdy. Ból rozsadzał mnie od środka, paraliżując i utrudniając oddychanie. Oczy
zaszły mi mgłą, zza knebla wydobył się zgłuszony krzyk, a kolacja podeszła do gardła.
Gdy tylko ból stąpił na tyle, bym mógł z powrotem zacząć się szarpać, Suguro zaczął się we mnie poruszać. Czułem kolejne fale mdłości i bólu, przeszywające mnie od głowy po koniuszki
palców, a z każdym jego pchnięciem, knebel chłonął moje rozpaczliwe krzyki.
Na chwilę przed tym, gdy brązowowłosy w końcu doszedł, powiedział coś, co mnie zdziwiło bardziej niż to, co mi robił do tej pory:
-Kocham cię, Yume-chan - wyszeptał, po czym z tłumionym jękiem doszedł we mnie, wywołując u mnie kolejną falę dziwnych wrażeń.
Po chwili wyszedł ze mnie rozwiązał i ręce. Gdy tylko się do mnie nachylił, zeskoczyłem z łóżka i odsunąłem się. Z bólu ledwo stałem na nogach, do tego czułem, że coś ciepłego spływa mi po udach, ale wyjąłem z ust knebel i drżącym głosem powiedziałem:
-N-nie... Wybaczę ci tego... N-nigdy! -
po czym pobiegłem do łazienki i zamknąłem się w środku.
Ledwo to zrobiłem, a on podbiegł do drzwi i nacisnął klamkę:
-Yume-chan, wpuść mnie! Wszystko ci
wyjaśnię! - nie szarpał już za klamkę, a jego głos brzmiał błagalnie. - Yume-chan!
-Zamknij się! Nie nazywaj mnie
tak! - skuliłem się na ziemi z dala od drzwi. - Idź stąd!
-Yume-chan, ja cię naprawdę kocham! Wybacz mi!
Przepraszam!
-Zamknij się! Ufałem ci, miałem cię za przyjaciela!
Pozwoliłem ci tu zamieszkać, a ty... Ty mnie zgwałciłeś!
-Yume-chan! Wybacz mi! Ja nie
chciałem!
-Zostaw mnie! Idź stąd! - ryczałem, nakrywając głowę rękami. - Nie chcę cię znać! Nienawidzę cię za to! - na
wspomnienie naszego "stosunku" poczułem mdłości i, nie myśląc nad tym, podbiegłem do kibelka i zacząłem wymiotować.
-Yume-chan, wszystko w porządku? - zapytał Suguro, a w jego głosie wyczułem troskę i strach.
-Teraz się o mnie martwisz? A
jak mnie pieprzyłeś, to nie mogłeś się zastanowić, co robisz? - pomyślałem między jednym a drugim spazmem.
-Odejdź. Stąd - powiedziałem, gdy mój żołądek sie nieco uspokoił i mogłem wziąć głębszy oddech.
Początkowo zza drzwi nie
dobiegał żaden dźwięk. Dopiero po pełnej napięcia ciszy Takazawa cicho powiedział:
-Przepraszam - po czym odszedł, a ja usłyszałem trzaśnięcie drzwi i w
mieszkaniu zapadła cisza.
Dopiero gdy się upewniłem, że nikogo poza mną w domu nie ma,
rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Dokładnie się wyszorowałem, a widok malinek, krwi i spermy wywołał u mnie ból brzucha.
Wyszedłem spod prysznica i ubrałem się w czystą piżamę. Później opuściłem łazienkę i z trudem doszedłem do sypialni. Gdy
tylko spojrzałem na łóżko, poczułem złość i bez namysłu wywaliłem całą pościel do śmieci. To samo zrobiłem z ubraniami. Przyniosłem czyste poszewki, zasłałem łóżko i ległem na nim.
Byłem zmęczony, obolały i emocjonalnie rozchwiany, ale dość szybko zapadłem w bolesny, zły i nieprzyjemny sen,
który męczył mnie koszmarami do samej pobudki...
***
Wstałem dość późno, około 14. Zanim się do końca ocknąłem z koszmarów nocy,
chciałem zawołać Takazawę i razem z nim pośmiać się z mojego nocnego koszmaru z nim w roli głównej - wydarzenia z nocy wydawały mi się wtedy przez chwilę złym snem... Chwilę, która trwała do momentu mojego usiądnięcia na łóżku. Wtedy ból dolnych
partii ciała wyrwał mój umysł z przyjemnego otępienia i brutalnie przywrócił do cholernie popieprzonej rzeczywistości. Jęknąłem i powoli wstałem. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że ten dupek Takazawa
naprawdę mi TO zrobił, chociaż moje ciało przy każdym ruchu przypominało mi, że faktycznie z nim spałem.
Powoli doszedłem do kuchni. Po
drodze minąłem drzwi, a gdy tylko moje oczy się na nie skierowały, poczułem się jak zwierzę w klatce. Kurwa, on ma klucze do mojego domu! A co jeśli tu przyjdzie? Co jeśli ten koszmar się powtórzy?
W momencie, gdy moje nogi
zaczynały drżeć ze strachu, zobaczyłem coś na szafce. Kamień spadł mi z serca, a uczucie zagrożenia nieco osłabło. Na meblu, jak gdyby
nigdy nic, leżał pęk kluczy - jego kluczy do mojego małego królestwa. Chociaż to jedno pocieszenie, małe, ale zawsze coś...
Wszedłem w końcu, po zamknięciu drzwi wejściowych, do kuchni.
Wystarczyło mi jednak tylko jedno spojrzenie na stół, by znów zacząć się irracjonalnie bać. Na stole stał kubek - własność tego popierdoleńca Takazway. Poczułem złość przemieszaną z żalem do jego osoby i złapałem nieszczęsne naczynie po to, by je rozbić o podłogę. Gdy tylko to zrobiłem, zrobiło mi się słabo i osunąłem się na ziemię. By całkiem się nie przewrócić, podparłem się rękoma o posadzkę. Trwałem tak chwilę, dopóki nie opanowałem zawrotów głowy. Gdy w końcu wstałem, czułem się beznadziejnie. Mieszanka złości, żalu, bólu, mdłości wypełniała mnie, dobijając i wykańczając nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Resztką siły woli pokonałem bezwład ciała i zaparzyłem miętową herbatę - nie dam rady nic
zjeść, ale może ziołowy napój mnie trochę uspokoi. Szybko go wypiłem i wróciłem do sypialni, by zasłonić okna i ukryć się przed światem...
***
Tymczasem Suguro, po
nieprzespanej nocy i gwałcie przyjaciela, siedział u swojego starego znajomego, Keijiego Monoshi lecząc kaca i depresję.
-Keiji, kurwa! Co ja najlepszego
zrobiłem?! - wybuchł Takazawa, gdy tylko opowiedział historię przyjacielowi.
-No, spierdoliłeś na całej linii - stwierdził Monoshi. - I co masz
zamiar z tym teraz zrobić?
-Ja... Pójdę teraz do niego i
przeproszę! Wejdę do jego domu choćby siłą i wszystko wyjaśnię! - poderwał się brunet z kanapy.
-Nawet o tym nie myśl! - Mono brutalnie
posadził go z powrotem. - Przeprosiny i wyjaśnienia owszem, przydadzą się, ale ty chcesz SIŁĄ wejść do domu chłopaka, którego dopiero co przeleciałeś? Pojebało cię do reszty?
-No dobra przegiąłem - przyznał niechętnie Suguro. Zwykle był opanowany i myślał racjonalnie aż do bólu, dlatego stan
zakochania i cała ta sytuacja, zupełnie nowe i nieznane dla niego, powodowały w Takazawie gwałtowne i nieprzemyślane reakcje. - To co ja mam zrobić?
-Przede wszystkim przez jakiś czas nie pokazuj mu
się na oczy - odparł od razu rudowłosy kumpel Takazawy. Był jednym z tych, co duże powodzenie wykorzystują maksymalnie i znają się na sprawach nie tylko damsko-męskich, ale też tych jednopłciowych. - Masz też nie dzwonić, nie pisać i nie stalkować go, jasne?
-Ha? To co ja mam do cholery
zrobić?! Zostawić to tak?! Już nigdy więcej z nim nie rozmawiać?! Keiji, ja go, kurna, kocham!
-Skoro naprawdę coś do niego czujesz, to
powinieneś posłuchać mnie i dać mu czas. Za jakiś czas, twój słodziachny i niewinny Yume-chan powinien być gotów na rozmowę i wyjaśnienia.
-A co z pracą? Ja muszę tam chodzić, a przecież pracujemy tam
obydwaj! - Suguro znalazł kolejną przeszkodę na drodze pogodzenia z ukochanym.
-Praca? Serio? - zapytał znawczym tonem Mono.
- Ty naprawdę myślisz, że on nie weźmie urlopu i wyjdzie między ludzi? Stary, on się teraz pewnie boi chociaż zbliżyć do drzwi wyjściowych!
***
-Dziękuję bardzo, szefie. I
przepraszam za to. Do widzenia - rozłączyłem się. Całą rozmowę starałem się zapanować nad drżeniem głosu, jednak uwadze mojego rozmówcy nie umknęło, że tak naprawdę nie jestem po prostu chory. O nic nie pytał, ale powiedział, że mogę zostać w domu tyle, ile potrzebuję.
Odetchnąłem z ulgą, odkładając słuchawkę. Mam, póki co,
tygodniowe zwolnienie z roboty. O tydzień odwlekłem spotkanie z tym popierdoleńcem Takazawą. Tydzień... Aż, czy tylko? Czy
wystarczy, bym mógł chociaż na niego normalnie spojrzeć?
Muszę z kimś porozmawiać. Bo nie wyrobię. Ale z kim? Hiro
odpada, kolegów z klasy zbyt krótko znam, by im opowiedzieć o tym... Starzy
przyjaciele - ostatni ratunek. Ale kto? To musi być ktoś, komu mogę zaufać i ktoś, kto zachowa to dla
siebie... Już wiem. Hiromu Sasaki - jeden z tych przyjaciół, którzy rodzą się, mieszkają, żyją i umierają z tobą - czyli najlepszy przyjaciel. Często ze sobą piszemy, z widywaniem gorzej, bo mieszka dość daleko. Muszę zadzwonić i z nim pogadać, raczej mi nie pomoże, ale rozmowa powinna
pomóc rozjaśnić mi umysł.
Wząłem znów do ręki telefon i szybko wybrałem numer. Nie musiałem długo czekać, by odebrał:
-Yume-chan! Siemka! - jak zwykle
radośnie mnie powitał.
-Cześć, Hiromu. Mam do
ciebie sprawę. Masz chwilę? - zapytałem. Zaczynałem wątpić, czy ten telefon to dobry pomysł, a Sasaki od razu wyczuł, że coś mnie dręczy.
-Tak. Co się stało? - momentalnie spoważniał.
-Ja... - zacząłem. Jak ja mam mu to powiedzieć? - Słuchaj, Hiromu. Ja...
Chciałem porozmawiać, bo... coś...
-Masz kłopoty? - zapytał zaniepokojony.
-T...Tak, chyba.
-Co się stało? - zapytał spokojnie.
Milczałem - głupio gadać o takich rzeczach. Po
jakiś trzech minutach odezwał się:
-Yume-chan? Nie chcesz, to nie
mów. Ale teraz się ode mnie nie uwolnisz. Przyjadę wieczorem, to pogadamy - oznajmił.
-Hiromu! Ale to daleko! Poza
tym, ty masz studia!!! - nie chciałem, by przeze mnie oberwało mu się.
-Mam wolne do przyszłego poniedziałku, a poza tym, gówno
mnie obchodzi teraz nauka - odpyskował. - Frajer byłby ze mnie, a nie kumpel, gdybym ci nie pomógł, gdy masz kłopoty.
-Ale Hiromu! Ty...
-I tak przyjadę, nie zmusisz mnie do
zostania. Będę wieczorem, cześć - rozłączył się, bym dłużej mu nie marudził.
Odłożyłem komórkę na stolik. Skuliłem się na małej kanapie w salonie i podciągnąłem kolana pod brodę. Nigdzie się stąd nie ruszę, nie ma mowy. Do przyjazdu Hiromu będę tak siedział schowany przed światem i...
A co, jeśli to nie jest dobry
pomysł? A co jeśli powinienem stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością i spojrzeć w oczy mojego byłego współlokatora? Może on w ogóle tego nie pamięta? Może on... nie, to niemożliwe. Powiedział mi pod koniec, że mnie kocha. Czy to prawda?
Jednak zostanę jeszcze przez jakiś czas w domu.
Prawictwa nikt mi nie zwróci, stało się. Mój przyjaciel mnie związał i zgwałcił. Będę miał do niego uraz jeszcze długo, ale nie mogę tak po prostu zatrzymać się na drodze, stanąć w miejscu... Nie wiem, czy mu wybaczę. Świetnie się dogadywaliśmy przed tym wszystkim... Pod koniec nawet się zastanawiałem, czy się w nim nie zakochałem...
No tak, nie powiedziałem tego nikomu poza
Hiromu. Trzy lata temu zrozumiałem, że wolę mężczyzn. Tak wyszło. To dlatego byłem do dwudziestego pierwszego roku życia prawiczkiem. Nie lubiłem w tym sensie dziewczyn, które za mną łaziły (i łażą dalej, nawet ich
przybywa), a że jestem stroną uległą (ZA CHOLERĘ NIE WYOBRAŻAM SOBIE SIEBIE W JAKICHKOLWIEK OKOLICZNOŚCIACH JAKO SEME) to nigdy nikogo nie wyrwałem. Poza tym, w nikim
się wcześniej nie zakochałem...
W sumie gdzieś tam w środku, głęboko pod urazą, wstydem i żalem cieszę się, że to Takazawa był moim pierwszym...
FUCK. Odbija mi. Błagam, Sasaki, mój
przyjacielu, przyjedź jak najszybciej, bo się sam psychicznie wykończę!
***
-Poczekaj, chwila! - przerwał mi Hiromu. - Mówisz, że chyba jesteś w nim zabujany?
-N-No... tak - zarumieniłem się. Cała ta sytuacja jest
prawie jak syndrom Sztokholmski, tylko że na ofierze gwałtu. Muszę później sprawdzić, jak to się nazywa ...
-To dlaczego odczuwałeś mdłości?
-Ha? Co? - zabił mnie tym.
-Stary, jakby mnie przeleciała laska moich marzeń,
to bym się chyba zesrał ze szczęścia, a o tym, co by było w trakcie stosunku to nie wspomnę! - po jego oczach
widziałem, że się solidnie podniecił swoją zboczoną wizją. - Zazdroszczę ci! Serio! Tyle tylko, że ja wolę cycki.
-Pierdolę. Jesteś niemożliwy - zrobiłem widowiskowego
facepalm'a. On mnie dobija, ale między innymi za to go lubię. - Żałuję, że do ciebie zadzwoniłem. - skłamałem. Tak naprawdę to każda rozmowa z nim, choćby tak głupia, zawsze mi pomagała. Poza tym, jest moim przyjacielem i lubię go m.in. za te właśnie zboczone teksty.
W międzyczasie, gdy biadolił mi o tym, jak to
bardzo on mnie lubi a ja go nienawidzę, zastanowiłem się poważnie nad jego pytaniem.
-Wiesz co?
-Hę? - zapytał zbity z tropu moim nagłym przerwaniem jego marudzenia.
-To przez szok. I
nieprzygotowanie. I jego nietrzeźwość - odpowiedziałem szczerze. - W innych okolicznościach, jakby zaproponował seks, to byłbym pierwszy w sypialni, do tego z pudełkiem wazeliny w zębach.
-Pffft! Hahahahaa! - roześmiał się, a ja po chwili razem
z nim. - Ale i tak póki co nie chcesz go widzieć, nie?
-Taa... w końcu to był gwałt. I to bolesny. Do
tej pory mam problem z siedzeniem - skrzywiłem się, a on cicho parsknął. - Muszę trochę odpocząć od niego i od pracy...
***
Hiromu wrócił do siebie jeszcze
tego samego dnia, nocnym pociągiem. Suguro nie próbował się ze mną kontaktować w jakikolwiek sposób. Może zrozumiał swój błąd? A może też nie wie, co teraz zrobić?
Przesiedziałem ten tydzień w domu,
rozmyślając, grając i oglądając anime.
Gdy w poniedziałek szedłem do pracy, nie zdawałem sobie sprawy, że pogodzenie z Takazawą nie będzie takie łatwe...
***
-Ha?! Nie ma go?
Nie pracuje już tutaj?! Jak to?! - zdziwiłem się solidnie. Cały dzień zachodziłem w głowę, co się stało z Takazawą.
-Geez, Yume
-chan. Po prostu skończył swoją pracę społeczną i opuścił nas. Szkoda, bo dobry chłopak z niego był... - westchnął Hiro, ściągając fartuch.
-Alealeale jak
to?! Nawet się nie pożegnał!
-Pożegnał, ale ciebie nie było... Właśnie, co się z tobą działo? - wtrąciła Sakura. - Szef
powiedział, że jesteś chory, ale wnioskując po jego twarzy i zachowaniu Suguro-san, chodziło o coś poważniejszego...
-Dlaczego w
ogóle o to pytasz? Mieszkacie razem - przypomniała Meiko.
-Cholera, nic
im nie powiedział - pomyślałem. - Lepiej nic im na razie nie mówić.
-Mieszkaliśmy - powiedziałem już na głos. - Wyprowadził się tydzień temu... Z
resztą nieważne, muszę lecieć. Cześć! - rzuciłem i wybiegłem by uniknąć pytań.
***
-Wiecie co? -
zapytał Hiro koleżanki z pracy po wyjściu chłopaka. - Coś się tu kroi pod naszymi nosami.
Dziewczęta wymieniły spojrzenia.
-Zakład, że coś się wydarzy? - zapytała Meiko.
-Nic nie będzie - westchnął mężczyzna. - Ale zakład przyjmuję.
-Stawiam, że to Suguro ruszy akcję - powiedziała Sakura hardo.
-Ja stawiam, że to Yume-chan coś wykręci - podbiła druga z dziewcząt. - Przegrani stawiają lody - uśmiechnęła się.
***
Cała drogę do domu zastanawiałem się, gdzie ja znajdę teraz tego dupka.
Nigdy mi nie podawał adresów kolegów, do których chodził na popijawy, a na hotel go nie stać. Raczej nie wyjechał, ale tego też nie można wykluczyć. W pracy się nie pojawi, bo już się pożegnał, więc szef mi nie pomoże, poza tym, nie chciałbym się tłumaczyć, dlaczego go szukam.
Może w sądzie mi podadzą kontakt do niego, jakiś adres czy coś ... Wątpię, ale ewentualnie spróbuję. Teraz muszę wrócić do domu i przeszukać jego rzeczy. Stanąłem pod drzwiami kawalerki, wyjąłem klucz, włożyłem go do zamka i...
drzwi były otwarte. Zaniepokojony wszedłem powoli do środka i stanąłem twarzą w twarz z Suguro. Miał podkrążone oczy i bladą twarz. W ręku trzymał torbę z rzeczami. Przeraził się na mój widok, mi mowę odebrało.
-Yume-chan -
wyciągnął w moją stronę rękę, jednak szybko się opanował i ją cofnął. -Przyszedłem tylko po rzeczy. Zapasowy klucz, był pod wycieraczką, jak zawsze -uśmiechnął się słabo. -Zabawne, znaliśmy się tak krótko, a tak dobrze... A ja to wszystko spierdoliłem... Przepraszam. Już wychodzę - minął mnie w drzwiach. -Chcę ci jeszcze podziękować za wszystko, co dla
mnie zrobiłeś - zatrzymał się. - I chcę przeprosić. Wiem, że to nic nie zmieni, ale zależy mi byś wiedział, że żałuję. Ale moje uczucia do ciebie są szczere... Powodzenia w życiu. Trzymaj się Yume - powiedział i odszedł.
A ja zostałem. Zamknąłem drzwi. Z szoku nie
byłem w stanie mu nic powiedzieć. Po chwili do mnie dotarło, że to spotkanie jest szansą na odbudowanie relacji. Wybiegłem z mieszkania. Biegłem ulicami, uliczkami,
chodnikami, szukając go. Nie znalazłem. W drpdze powrotnej czułem spływające po policzkach łzy. W samym mieszkaniu już, usiadłem na ziemi i siedziałem w ciszy, roztrząsając każdy aspekt naszej popierdolonej relacji. Gdyby tylko mi normalnie powiedział, co do mnie czuje...
Już jest za późno. Teraz go już nie znajdę. Poza tym, on chyba też chce zakończyć tą znajomość. Dam sobie z tym spokój. Obaj potrzebujemy przerwy... Jeśli nie końca...
***
-Taaaak! Zdałem rok! - wpadłem jak huragan do
restauracji.
-Gratulacje,
Yume-chan! - Hiro zaraz podbiegł mnie wyściskać.
Świętowaliśmy wszyscy mój mały sukces, nawet alkohol był i danie szefa kuchni. Skończyliśmy około 22, trzeba było jeszcze sprzątnąć i mogliśmy wrócić do domu. Przypomniała mi się jedna z rozmów z tej
mini-imprezy.
-Ale będziesz tu jeszcze
praktykował, prawda, Yume-chan?
-Hmm... Oczywiście, Meiko! O ile szef
się zgodzi - uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że to zrobi. Za bardzo polubiłem to miejsce, tą pracę i cały zespół - po tych słowach przypomniał mi się Suguro, który również był częścią tego zespołu. Krótko, ale naprawdę wszyscy go polubili. Ja nawet trochę za mocno.
Stanąłem w miejscu. Byłem tuż przy domu. Zacisnąłem pięść na materiale bluzki.
Minęło naprawdę sporo czasu, prawie pół roku. Ale ja nie mogę zapomnieć. To jest bezsensu, bo facet przecież mnie zgwałcił. No, ale to uczucie
było już wcześniej. Jak to w ogóle mogło się tak głupio skończyć?
Z zamyślenia wyrwała mnie wibrująca w kieszeni komórka.
Wyjąłem ją i spojrzałem na wyświetlacz - nieznany numer. Nie odebrałem. Ruszyłem dalej do domu.
Numer dzwonił do mnie jeszcze kilka
razy, później zadzwonił do mnie Sasaki. Gadałem z nim dość długo. Później poszedłem się wykąpać. W samym ręczniku na biodrach wróciłem do sypialni i zabrałem z niego znów dzwoniący telefon. Poszedłem do kuchni po coś do jedzenia. Stanąłem przed lodówką wpatrując się z namysłem w tajemniczy numer na wyświetlaczu...
-Wow, jakie gorące powitanie. Tego się nie spodziewałem - zza moich pleców
usłyszałem głos. Odwróciłem się przerażony. -Cześć, Yume-chan.
-Su-Su-Suguro!
- zamurowało mnie. - Co ty tu robisz?!
-Jakbyś odbierał telefon, nie musiałbym osobiście tu przychodzić - uniósł na wysokość moich oczu telefon,
na którego wyświetlaczu zobaczyłem mój numer i napis "Wybieranie". Spojrzałem na swój telefon.
-...oh - to było jedyne, co byłem w stanie powiedzieć. -Alealeale jak tu
wszedłeś?
-Tak, jak
ostatnio - odpowiedział, kręcąc na palcu wskazującym kółkiem z jednym kluczem, tym zapasowym do mojego mieszkania. Walnąłem buraka. Jak mogłem być tak głupi i dalej go tam
trzymać?! - Nie sądziłem, że pójdzie mi to tak łatwo. Nic się nie zmieniłeś.
-Ejejej,
zostawmy ckliwości i przejdźmy do konkretów. Czego ode mnie chcesz? - mimo, że się cieszyłem, nie chciałem dać się ponieść emocjom.
-Chciałem ci pogratulować zdania roku -
powiedział wprost. -Głupi powód na wizytę po takim czasie, nie? -uśmiechnął się smutno.
-Bardzo głupi - przyznałem. W środku czułem coraz większą radość. Pamiętał o mnie, wiedział, co się u mnie działo, wszystko wskazuje
na to, że cały ten czas żałował, a teraz przyszedł już pozbawiony nadziei na przyjacielską relację, wygląda, jakby liczył na to, że po tym spotkaniu nasze drogi rozejdą się w pokojowym klimacie.
-Ale ty też jesteś głupi.
-Taa, wiem -
przyznał smutno. -To w takim razie... - urwał. - Gratuluję ci i życzę dalszych sukcesów... Trzymaj się, Yume-chan - odwrócił się z zamiarem odejścia. Nie wiedział, co jeszcze powiedzieć.
Ale ja wiedziałem doskonale.
-To tyle? To
wszystko, co masz mi do powiedzenia po tym, co się wydarzyło? - zapytałem twardo. Zmarszczyłem gniewnie brwi i przybrałem ostrzejszą barwę głosu. - Nic więcej nie powinieneś dodać? Nie zapomniałeś czegoś dopowiedzieć? - odwrócił się przerażony twarzą do mnie. Bał się. -Nie uważasz, że powinieneś coś jeszcze zrobić? Nie uważasz, że powinieneś mnie przeprosić? -uśmiechnąłem się niespodziewanie. - Przeprosić za to, że nie wróciłeś wcześniej?
Otworzył szeroko oczy. Był bardzo zaskoczony.
-Czy to znaczy,
że...? - zaczął pytanie, a ja wyczułem w jego głosie nadzieję.
-Tak, głąbie - kiwnąłem głową z uśmiechem. - Tęskniłem i czekałem.
Niepewny
rzeczywistości, w której był, Suguro zaczął płakać. Podbiegł do mnie i przytulił mocno.
-Wróciłem - wyszeptał. -Wróciłem do ciebie, Yume-chan.
Walnąłem buraka przez
dosadność jego słów. Odwzajemniłem jego uścisk.
-No, nie maż się tak już.
-I kto to mówi
- roześmiał się, ścierając moje łzy. Po chwili spoważniał. - Yume, ja nie sądziłem, że ty mi wybaczysz, ja myślałem...
Przerwałem mu, całując go.
-Za dużo myślisz.
***
-Wyglądasz, jakbyś miał umrzeć, Yume-chan -
skomentował mój poranny wygląd Suguro.
-Ghh, zamknij
się. Nie mogę się ruszyć - odpyskowałem. -Eee, mógłbyś się ubrać? - zarumieniony odwróciłem (z trudem) wzrok od nagiego ciała Takazawy.
On uśmiechnął się i nachylił nade mną.
-W nocy się tak nie wstydziłeś - stwierdził, za co dostał w twarz poduszką. - Ok, rozumiem. Już idę. Ty też już wstawaj.
-Nie musisz mi
tego mówić - krzyknąłem za nim, gdy poszedł.
Ogarnąłem się szybko i poszedłem zrobić kawę. Po chwili Suguro do
mnie dołączył i zaczął buszować po szafkach.
-Czego tak
zawzięcie szukasz? - zaintrygował mnie.
-Mojego kubka,
wiesz, którego.
-Aaa, tego. Stłukłem
go - odpowiedziałem
beznamiętnie.
-Ugh, domyślam się, dlaczego - wyjął mi z rąk mój kubek i napił się kawy. Spojrzałem na niego
niezadowolony, a on uśmiechnął się. - Tylko ten raz. Kupię sobie nowy.
I faktycznie
kupił. Dwa niemalże identyczne kubki, każdy z wymalowaną połówką serca. Odmówiłem korzystania z nich, ale po dłuższej awanturze uległem.
Jeśli tak ma wyglądać każde podejmowanie
decyzji w naszym związku, to przynajmniej się nie będę nudził.
Mogę przymknąć oko na jego wady,
jego wybryki i głupie pomysły. Zaakceptuję go tak, jak on akceptuje mnie. W końcu o to chodzi w miłości,
nie?
[END]