Miłego czytania
"Sayonara Heichou"
-Ohayou, Heichou - witam się cicho w
progu. Ostrożnie
przechodzę
przez salę
i siadam obok twojego łóżka. Łapię twoją dłoń, jest
taka ciepła
pomimo tego wszystkiego...
Masz zamknięte oczy, a
twoja klatka piersiowa unosi się co jakiś czas w
spokojnym oddechu. Wyglądasz jakbyś miał się zaraz
obudzić
i z tym swoim niezadowolonym spojrzeniem oświadczyć mi, że nie powinienem marnować
tu czasu, bo z tobą
wszystko w porządku.
Wiem, że
to tylko złudzenie.
-Schudłeś, Rivaille
- całuję twoją dłoń. Wydajesz
się
być
teraz jeszcze drobniejszy i bezbronny niż wcześniej. Uśmiecham się lekko na
tę
myśl.
To chyba najbardziej mylne pierwsze wrażenie.
Jesteś
w końcu twardym Kapralem i najsilniejszym z ludzkości. Ciągle mnie
zastanawia, gdzie w tobie dżemie ta mordercza siła i skąd się wzięła.
Może
to twoja mroczna przeszłość
tak cię
zahartowała?
W końcu nie każdy
może
się
poszczycić
przeżyciem
w podziemiu kilku lat jako przestępca... Wiele razy pytałem cię o przeszłość,
jednak nigdy nie mówiłeś za dużo.
Powiedziałeś, że nie
jesteś
dumny ze swojego wcześniejszego życia w półświatku
przestępczym
i nie lubisz o tym mówić. Rozumiem to, ale ciekawość,
ludzka w końcu rzecz, pozostała...
Jak na każdej
wizycie sprawdzam, czy zmieniają ci opatrunki. Wiem, że to robią, ale nie
mogę
się
powstrzymać.
Chcę
dbać
o ciebie, opiekować
się...
i nie myśleć o tym, z
jakiego powodu tu teraz leżysz, na cienkiej granicy życia i śmierci...
Przed moje oczy znów powracają
niechciane obrazy.
Tytani, walka. Nie mogłem się znowu
przemienić.
Leżałem, półżywy
na ziemi, zalany krwią zarówno swoją jak i krwią Tytanów, a człekokształtne monstra
zbliżały się do mnie.
Bałem
się,
a nie miałem
nawet odłamka ostrza by się bronić. Gdy
jeden z olbrzymów wyciągał już po mnie rękę, pojawiłeś się ty.
Widziałeś całe to
zdarzenie i nie bacząc
na swoje życie
przybiegłeś mnie
uratować.
Poczułem
nadzieję,
która zaraz przerodziła się w strach.
Tytanów było
zbyt wielu, a szanse były zbyt małe na to, że
wyjdziemy z tego cało.
Zacząłem
odpływać,
wycieńczony przez liczne rany i wcześniejszą
transformację.
Moja świadomość
gasła,
a ostatnim co widziałem
byłeś ty,
zakrwawiony lecz nieugięty w walce z Tytanami. Wydaje mi się, że na chwilę przed
zemdleniem dostrzegłem
strach w twoich czarnych tęczówkach...
Obudziłem się dwa dni
później
w szpitalnej sali. Wszystko mnie bolało, każdy
fragment ciała
rwał
potwornym bólem. Zignorowałem to i gdy tylko otworzyłem oczy,
zapytałem:
-Gdzie jest Kapral Rivaille? - właściwie to
wychrypiałem
to pytanie. Nieużywany
głos
odmawiał
mi posłuszeństwa.
Pielęgniarka
nie odpowiedziała
mi, spojrzała
niepewnie, szybko zmieniła opatrunek na moim czole i wyszła.
Przez kilka dni nie mogłem wstawać z łóżka.
Ten czas był
dla mnie udręką. Nie
wiedziałem,
co się
z tobą
dzieje - wszyscy, których pytałem szybko zmieniali temat albo kazali
martwić
mi się
o moje zdrowie. W końcu dowódca Erwin powiedział, że leżysz w
szpitalu. Kamień spadł mi z serca - przynajmniej wiedziałem, że żyjesz.
Gdy tylko dali mi do rąk kule i
pozwolili pospacerować, poszedłem do
twojego pokoju. Leżałeś w białej pościeli.
Wyglądałeś jak anioł niepogrążony
delikatnym śnie.
Tylko te aparatury i kroplówka ukazywały prawdę - że cudem
przeżyłeś i ciągle
walczysz o każde uderzenie serca... Odwiedzałem cię tak często, jak
się
dało.
Nawet, gdy mnie wypisali, przychodziłem codziennie rano, siadałem obok i
tak jak teraz trzymałem
twoją
dłoń.
Czasem coś
mówiłem,
albo głaskałem
cię
po gładkim
policzku. Do domu wracałem tak naprawdę tylko by
się
umyć,
zjeść
coś
i się
wyspać.
Wszyscy się o ciebie
martwią...
i o mnie również.
Mówią,
że
nie powinienem tu ciągle
tkwić,
że
powinienem się
czymś
zająć.
Nie potrafię. Nie
potrafię,
tak długo
jak tu leżysz,
pogrążony
we śnie,
który nie wiadomo jak ani kiedy się skończy. Nie potrafię nie myśleć o tobie,
nie martwić
się.
Nie potrafię
powstrzymać
się
od przychodzenia tu codziennie, pomimo iż wiem, że nie
jesteś
sam - ciągle
ktoś
tu zagląda.
Nie potrafię.
Moje życie
toczy się
wokół
ciebie, kroplówek, szpitalnego zapachu i wszechogarniającego
smutku.
Wiele razy próbowali mnie pocieszyć, podnieść
na duchu... Mówili, że
jeszcze trochę
poleżysz
i wyzdrowiejesz, że
wszystko będzie
dobrze, że
niepotrzebnie się
tak zamartwiam... że
dasz sobie radę,
bo jesteś
silny... Ale ludzka siła, nawet tak wielka jak twoja, ma
jakieś
granice. Wszyscy to wiedzą, ale i tak otaczają się zgubnymi
złudzeniami.
A przecież
życie
jest tak piękne
a jednocześnie
tak kruche, że
nie warto żyć
w kłamstwach.
Przyjąłem
do wiadomości
bolesną
prawdę.
Wiem, że
dla ciebie nie ma już
ratunku. Straciłeś za dużo krwi,
masz zbyt poważne
obrażenia,
słabniesz.
Z dnia na dzień jesteś coraz bledszy, twoja skóra wydaje
się
wręcz
przezroczysta. W twoim delikatnym oddechu da się wyczuć nieubłaganą śmierć, kroczącą powoli,
acz nieustannie. Przynajmniej wiem, że nie cierpisz. Cały czas uśmiechasz
się
delikatnie. Wyglądasz
pięknie,
jak posąg.
Zastanawia mnie, co ci się śni? Może świat bez
Tytanów? Może
w tych snach spełniają się twoje
skryte marzenia? Nigdy się nie dowiem.
Siedzę w twoim
pokoju kilka godzin, spoglądając na zachodzące słońce.
Wspominam wszystko, co dla mnie zrobiłeś, jaki byłeś.
Wspominam te nieliczne radosne chwile. Może to właśnie o nich
śnisz?
-Muszę już iść
- szepczę
wstając.
- Zbliża
się
koniec odwiedzin.
Całuję cię
delikatnie w czoło,
jakbym bał
się,
że
samym dotykiem zrobię
ci krzywdę.
Czuję
dziwny spokój w sercu. Wiem, że to moje ostatnie odwiedziny.
-Sayonara, Heichou - po policzku wpływa mi łza. Już nigdy cię nie
zobaczę,
ale zawsze będziesz
żył w moich
wspomnieniach. Zawsze będę twoim dłużnikiem...
a ty moimi Skrzydłami
Wolności.
-Sayonara, Rivaille - wychodzę szepcząc moje
ostatnie pożegnanie
z tobą.
Wierzę,
że
wiedziałeś, że cię odwiedzałem
codziennie. Wierzę,
że
czułeś mnie przy
sobie. Wierzę,
że
byłeś świadomy, że jesteś całym moim światem.
Wierzę,
że
wiedziałeś, że cię kocham...
END
Płacz i płacz ;-; smutne ; (
OdpowiedzUsuńWzruszające. Przyznam, że zebrało mi się na płacz.
OdpowiedzUsuńTen oneshot podoba mi się zdecydowanie bardziej ze względu na postaci. Levi, jako że jest pogrążony w śpiączce, naturalnie nie ma zmienionego charakteru. Zaś zachowanie Erena wydaje mi się w miarę naturalne. Fabuła co prawda oklepana, ale tak samo jak poprzednie opowiadanie, miło mi się czytało :)
Miałam ochotę napisać coś smutnego,a akurat wątek szpitalny, chociaż oklepany, wydawał mi się odpowiedni.
UsuńStaram się pisać tak, by nie zabić kwiecistymi frazesami i zbyt długimi opisami wszystkiego ;P
I dobrze robisz. Nadmiar rozbudowanych i wyszukanych słów niszczy opowiadanie zbytnią pompatycznością.
UsuńCo do tematu - może oklepany, ale jako blogerka ja również wiem, że ciężko znaleźć jakiś oryginalny.
Zdecydowanie nie jestem osobą, która maże się z byle powodu, ale teraz...
OdpowiedzUsuńPo prostu epicki one-shot...!
Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze wiele tak świetnych shotów ^^
No przyznam, że to ci się udało. Końcówka była NAJsmutniejsza~!! ;-; Ale nie do przesady...:P
OdpowiedzUsuńOsobiście przypadł mi ten Shot do gustu i mam nadzieję, że napiszesz, gdzieś tam, jeszcze takiego. :3 Tym czasem idę czytać dalej. ^.^
Pozdrawiam
Nie płaczę o byle co. Nie płaczę na potrzebach, przy pożegnaniach, na smutnych filmach. Nie płaczę gdy mam złamane serce, ani gdy ktoś mnie zrani.
OdpowiedzUsuńJednak teraz uroniłam łzy. Jest to napisane wspaniałym językiem. Słowa pasują do siebie jak usta do ust, łączą się w jedno. Smutek narasta z każdym zdaniem, zaś nadzieja na dobre zakończenie z każdym zdaniem jest bliżej Śmierci, tak jak Levi.
Gratuluję tak wspaniałego Środa.
*pogrzebach
Usuń**Shota
Usuń