środa, 23 kwietnia 2014

~Dance Macabre~

Nie próbuję sie usprawiedliwać z kolejnego opóźnienia.

Tym razem mój fanfic, może nie do końca yaoi czy chociaż shounen-ai.

Wyjaśniam dziwne imiona:
Tenoshi - to połączenie słów "Tenshi" (Anioł) i "Shiro" (Biały)
Kuroma - połączenie słów "Kuro" (Czarny) i "Akuma" (Demon);

Zapraszam do lektury





                Ciemność.
                Brak jakichkolwiek bodźców.
                Powrót świadomości.
                -Gdzie ja jestem? - spomiędzy spierzchniętych warg pada świszczące pytani9e.
                Głos brzmi w tej ciszy jak wystrzał.
                Ciemność.
                Nic nie czuć.
                Szatyn powoli otwiera oczy. Delikatnie porusza głową na boki, szukając wzrokiem czegokolwiek poza czarnym otoczeniem.
                Odchrząkuje i zadaje kolejne pytanie w stronę ciemności:
                -Co sie stało?
                Chłopak otwiera szerzej oczy. Spod powiek wyłaniają się w pełnej okazałości duże, piękne zielone tęczówki. Maluje się w nich zdziwienie i niepewność. Ich właściciel nie wie, gdzie jest ani jakim sposobem sie tu znalazł. Jednak wie, że nie jest to sen czy głupi żart.
                Powoli wstaje, ale jego ciało dalej nic nie czuje. Gdzieś, w głębi świadomości, słyszy polecenie "Idź na przód". Chłopak nie czuje żadnych oporów przed wykonaniem go - stanie w miejscu i tak nic nie zmieni.
                Tknięty nagłym przeczuciem spogląda na swoje ubranie - jest całe czarne, w dodatku nie należy do niego.
                Wiedząc, że w tej chwili i tak nic z nimi nie zrobi, stawia pierwsze kroki, jeden za drugim, powoli, przed siebie.
                Ciemność.
                Jego otoczenie się nie zmienia. Ta dziwna ciemność jest wszędzie - po bokach, nad i pod nim, w jego głowie.
                Ciemność.
                Chłopak zastanawia się, jak długo idzie. Godzinę? Dwie? Kwadrans? Nie ma żadnego punktu odniesienia, który pomógłby mu to chociaż w przybliżeniu mierzyć uciekające sekundy.
                Ciemność.
***
                Czerwone tęczówki nagle rozjaśniają się wewnętrznym blaskiem. Czarnowłosy chłopak wstaje z pozycji siedzącej.
                -Masz gościa - z ciemności słychać przytłumiony głos.
                -Wiem, czuję go - czerwonooki odpowiada chłodno.
                -Zajmij sie nim - niepotrzebnie rozkazuje głos, bo chłopak już zdążył oddalić się w ciemność.
***
                Ciemność.
                Szatyn czuje rosnący niepokój, ale nie umie określić jego źródła. Zaczyna się bać tego, w kierunku czego zmierza.
                -Gdzie ja jestem? - pyta stając.
                -Niektórzy nazywają to Czyśćcem, inni drogą, kolejni życiem po śmierci - odpowiada zza jego pleców melodyjny, męski głos.
                -Kim ty jesteś? - pyta zdziwiony szatyn odwracając się.
                -Mów mi po prostu... Kuroma - z ciemności wyłania się chłopak. Jego czarne włosy i ubiór wtapiają sie w otoczenie. Na rękach ma bransolety nabijane ćwiekami, przy pasku zwisa mu kilkanaście łańcuchów i łańcuszków. Dopełnienie stanowi skurzana kurtka i nieśmiertelnik na szyi. Jego czerwone oczy patrzą czujnie spod długiej grzywki, wwiercając się spojrzeniem w rozmówcę.
                Czarnowłosy podchodzi bliżej i zatrzymuje się kilka kroków przed szatynem. Nawet z takiej odległości widać, że jest od niego wyższy.
                -A ja jestem... - zaczyna szatyn i urywa. Zdaje sobie sprawę, że nie pamięta swojego imienia, ba że nic nie pamięta z tego, co sie wydarzyło, zanim tu przybył. Dociera też do niego po  chwili to, co powiedział mu przybysz. - Czy ja... umarłem?
                -Tak, i trafiłeś pod moja opiekę - Kuroma uśmiecha się delikatnie. - Co do twojego imienia - możliwe, że miałeś wypadek i twój mózg uległ uszkodzeniu. Albo, podobnie jak u co niektórych, wyczyszczono ci pamięć. Nie martw się, wszystko sobie przypomnisz - czerwonooki mówi tak spokojnie i łagodnie, że szatyn na miejscu mu zaufał. Pomimo, żer jego świadomość krzyczy, że to właśnie Kuromy powinien się obawiać.
                -Tenshi - mówi nagle niższy chłopak. - Przypomniałem sobie moje imię.
                -No widzisz? - Kuroma uśmiecha się szerzej.
                -Mógłbyś mi wyjaśnić, o co chodzi z tymi opiekunami?
                -Rola opiekuna jest dopilnować, by dusza bezpiecznie dotarła na miejsce, do przejścia dalej.
                Na samą wzmiankę przejścia, Tenoshi poczuł falę paniki.
                -Nie bój się, doprowadzę cię tam bezpiecznie - robi krok w stronę podopiecznego, na co ten się cofa. - Zaufaj mi, Tenoshi. Tam jest... lepiej. Doprowadzę cię do przejścia.
                -Boję się - szepcze szatyn, zaciskając dłonie na klatce piersiowej.
                -Nie bój się, naprawdę - spokojny głos w końcu przełamuje niechęć chłopaka. - Co pomaga ci sie uspokoić? Przy czym się relaksujesz?
                -Muzyka - odpowiada zdziwiony Tenoshi. - I taniec.
                -Zatem, Tenoshi, doprowadzę cie tam tańcem - uśmiecha się Kuroma pokonując już ostatecznie dzielący ich dystans. Wyciąga do chłopaka rękę, a gdy ten ją łapie, przyciąga go do siebie. Gdy tylko ich klatki piersiowe się zderzają, Kuroma kładzie towarzyszowi dłoń na plecach, uniemożliwiając mu odsunięcie się. - Połóż dłoń na moim barku i ruszajmy - szepcze, a Tenoshi wykonuje posłusznie polecenie.
                Ich pierwsze ruch były chaotyczne i powolne, jednak w miarę przemieszczania się w kierunku znanym tylko opiekunowi, zaczynały sie polepszać. Podświadomość Tenoshiego krzyczy coraz głośniej, domagając się, by ten uciekł, jednak chłopak ignoruje ją i wsłuchuje się w tajemniczą melodię, którą cicho nuci przewodnik..
                Chłopak orientuje się, że wirują coraz szybciej, coraz bardziej przybliżają sie do siebie, a głos, dotyk i zapach czarnowłosego odurzają szatyna, tłumiąc krzyczącą coraz głośniej podświadomość.
                Ich twarzy przybliżają się, a gdy ma nastac moment, w którym ich wargi się złączą, Kuroma puszcza chłopaka.
                -Juz jesteśmy - wyjaśnia zdezorientowanemu szatynowi.
                Zielonooki dostrzega obok siebie drzwi - równie czarne i tajemnicze jak cała otaczająca go rzeczywistość. Po chwili drzwi otwierają się cicho. Zza drugiej strony bije blask. Kuroma chowa się w cień.
                -Powinieneś już iść - mówi cicho z ciemności.
                -Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - pyta chłopak stając w progu.
                -Oczywiście - kłamie gładko czerwonooki.
                -Do zobaczenia - uśmiecha się szeroko Tenoshi.
                -Do zobaczenia - odpowiada cicho przewodnik.
                Szatyn, w momencie w którym przekraczał drzwi, zdał sobie z czegoś sprawę - Kuroma był jedyną rzeczą, która był w stanie wyczuć swoimi zmysłami. Dotarło do niego, że świadomość złusznie go ostrzegała przed niebezpieczeństwem - niestety, drzwi się zamknęły i było już za późno, by cokolwiek zrobić...
***
                Drzwi zamknęły się.
                Ciemność.
                Kuroma stoi jeszcze chwilę, patrząc w czarną klamkę.
                Już jest za późno, by cokolwiek zrobić.
                Już jest za późno, by uratować Tenoshiego.
                Jeśli zareagowałby chwile wcześniej, uniknęliby takiego zakończenia.
                Chłopak mógł się domyślić, że rzekomy "opiekun" nie jest wcale taki dobry. Jego świadomość zapewne go ostrzegała, ale musiał ją zignorować.
                Tak jak jego poprzednicy.
                Ciemność.
                Nikt z nich nie zauważył także tego, że wygląd Kuromy nie zgadzał się z tym, co wyczuwało się pod palcami. Nikt.
                Ciemność.
                Nie pozostaje mu ni innego jak wrócić, odejść stąd.
                -Manipulator - szepcze odchodząc. - Jesteś bez serca. jak mogłeś im wszystkim to zrobić? Ufali ci, a ty ich oszukałeś!  - zaczyna krzyczeć, przyspieszając. Gdy tylko się orientuje, zwalnia i uspokaja się.
                Ciemność.
                Poczucie obowiązku bierze nad nim górę i już bez słowa kieruje się w swoją stronę, by zdać raport.
                Ciemność.
                ***
                -Kuroma, wróciłeś - wita go głos. - Jak dusza?
                -Dostarczona. Zadanie wykonane bezproblemowo - odpowiada beznamiętnie.
                -Domyślam się, jednak dostrzegam na twojej twarzy niepewność. Co się stało, Kuroma?
                -Czy on... oni muszą odejść? Czy musza tak kończyć? Czy my musimy to robić?
                -Co to za pytania? Przecież znasz na nie odpowiedzi. Ktoś, kto ma tak duże poczucie obowiązku i tak doskonale je spełnia, nie powinien mieć takich wątpliwości. Jesteś najlepszy, wiesz?
                -Wiem, doskonale o tym wiem.
                -Więc skąd te pytania?
                -Nieważne, zapomnij. Pomyliłem się - zbywa głos Kuroma.
                -Czemu masz tę postać, Kuroma? - pyta po chwili ciszy głos. - Przyjmij swoja prawdziwą. Ta jest... zbyt ludzka.
                Kuroma posłusznie, bez słowa, wykonuje polecenie. Na jego miejscu stoi teraz kostuch w długim, czarnym płaszczu i z czarna kosa w reku. W pustych oczodołach czaszki żarzą się czerwone światła.
                -Teraz lepiej. Shinigami powinni szczycić się swoją postacią i rolą, wiesz?
                -Wiem.
                Poczucie obowiązku ma zakorzenione w swojej postaci. Jednak ta mała, ludzka cząstka kłóci się z jego naturą.
                Kostuch nie ma jednak odwagi, by otwarcie postawić się prawom rządzącym w jego świecie.
                Może tylko ubolewać w ciszy i ciemności.
                Ciemność....
[END]

czwartek, 3 kwietnia 2014

~Gwiazda~ Oneshot z SnK (Riren)



Heyo, ludziska!
Dawno mnie tu nie było, wiem, ale to dlatego, że życie się na mnie uwzięło i postanowiło sprawić mi nieco problemów (i nie chodzi tu nawet zbytnio o szkołę). Na szczęście już jest lepiej, więc wracam do Was z nowym shotem z  SnK! :D
Postaram się od teraz wrzucać częściej nowe notki, ale nie obiecuję, że mi to wyjdzie.... |D
Ok, koniec mojego marudzenia, zapraszam do lektury~


-Eren, z czym kojarzą ci się gwiazdy?
Chłopak zamyślił się, a po chwili wykrzyknął, unosząc w górę rękę:
-Z marzeniami! I szczęściem! - roześmiał się i rzucił na trawę.
Leżąc, obserwował przez palce ciągle wysuniętej dłoni jasne punkciki na niebie.
Rivaille usiadł obok i zapatrzył się w jego oczy. Nie uszło to uwadze nastolatka. Wyszczerzył się, prezentując przełożonemu i niebu białe zęby.
-Na co Kapral patrzy?
-Na gwiazdy - odpowiedział z uśmiechem.
Eren zmrużył podejrzliwie oczy:
-Ale gwiazdy są tam, na górze - wskazał ciemny nieboskłon. - A tu, gdzie Heichou patrzy, jestem tylko ja - wskazał dziwnym gestem na siebie.
-Wiem, ale ja nadal widzę gwiazdy.
-Jak to? - Jaeger uniósł się odrobinę i spojrzał na Kaprala.
Levi roześmiał się cichutko:
-Gwiazdy odbijają się w twoich oczach, głupku - przeczesał dłonią już i tak rozczochrane włosy podopiecznego, strzepując z nich przy okazji trochę zagubionych źdźbeł trawy.
-Nie lepiej się położyć i patrzeć bezpośrednio? - zmieszał się chłopak.
-Wiesz, z czym kojarzą mi się gwiazdy? - Rivaille zadarł głowę do góry. Gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, dokończył. - Z nadzieją i wytrwałością. Domyślasz się, dlaczego? - znowu brak reakcji. -Bo choćby nie wiem co, one są na niebie. Nie znikają, co noc możesz je oglądać, podziwiać ich blask. Dają nadzieję, bo pomimo najgorszych scenariuszy, jedno jest pewne - tak jak słońce wschodzi co rano, tak samo one zawsze będą świeciły - Levi wyciągnął w ich stronę rękę, tak jak wcześniej Eren. - Będą cieszyły cię swoim blaskiem co noc. Chociaż czasem zasłonią je chmury, one się nie poddadzą i ich światło w końcu znowu dotrze na ziemię.
Zapadła cisza, delikatnie otulająca ich umysły i całą leśną polanę, na której siedzieli. Słowa Kaprala zapadły nastolatkowi głęboko w pamięć - były tak proste, a tak piękne zarazem...
Rivaille opuścił rękę i przyłożył ją do swojego serca. Głowę skierował w stronę Erena:
-Wiesz, dlaczego obserwuję gwiazdy w twoich oczach?
Przeczący ruch głową.
-Bo twoje oczy nadają im życia.
-Nie rozumiem, Kapralu - wyszeptał chłopak unosząc się do siadu.
Mężczyzna przeniósł swoją dłoń na serce chłopaka.
-Jesteś taki sam jak one - wyjaśnił. - Nie poddajesz się, pomimo tylu tragedii, które cię spotkały, pomimo wszystkich ran, jakie zadaje ci życie. Jednak to nie czyni cię człowiekiem do cna przesiąkniętym żalem - jesteś też radosny i pełen energii. I masz marzenia, które ze wszystkich sił starasz się spełnić - uśmiechnął się zabierając rękę. - Jesteś też nadzieją dla wielu ludzi, w tym dla również mnie - musnął wargami czoło brązowowłosego.
-A życie? O co z nim chodziło? - chłopak splótł swoją dłoń z dłonią przełożonego.
-A życia nadajesz im dlatego, że, w przeciwieństwie do gwiazd, umiesz czuć. A zwłaszcza kochać i darzyć innych swoją miłością.
Eren oparł głowę o ramię mężczyzny. Czuł wdzięczność za te słowa.
-Kocham cię, dzieciaku - wyszeptał nagle Levi.
-Ja ciebie też, wiesz? - odszepnął chłopak, czując spływającą po policzku łzę.
Nic więcej nie musieli mówić.
Wystarczyło im wspólne siedzenie pod gwiezdną kopułą z ukochaną osobą u boku. Z poczuciem, że obok nich jest ktoś, na kim mogą polegać.
Miłość - piękne, ludzkie uczucie.
I gwiazdy  nad dwoma złączonymi uczuciem sercami....
~END~