niedziela, 14 września 2014

~Sen na jawie~ Levi x Eren SnK

Ostatnio odkopałam w czeluściach komputera moje stare opowiadanie, które tak naprawdę miało być moim debiutem, ale... zapomniałam o nim (zdarza się). Dokończyłam je, poprawiłam i.... wrzucam ;)





-Armin! Uważaj! Za tobą!
-Eren, ratuj!
-Wytrzymaj jeszcze chwilę! Już idę!
-Eren!
-Mikasa! Uważaj na Tytanów!
-Jaeger!
-Nie! Jean… Ymir… Sasha... Connie… oni wszyscy… nie…
***
- Nieee!!! – poderwałem się z krzykiem z pościeli. Znów ten sen… koszmar, w którym wszyscy giną, a ja jak trzymana na sznurkach marionetka, nie potrafię się ruszyć i zrobić czegokolwiek, by im pomóc przeżyć… Mogę tylko patrzeć na ten koszmarny obraz przede mną i rozpaczać…
                Uspokajając oddech rozglądam się po pokoju. Murowane ściany i takaż sama podłoga biją delikatnym chłodem. Przez nieskazitelnie czyste okno wpadają promienie księżyca w pełni, oświetlając dębowe drzwi, które pomimo wieku wciąż są solidne. Spoglądam na szafę z ubraniami. Omiatam spojrzeniem krzesło i zawalone różnymi rzeczami biurko…
                Wszystko jest w porządku. Nic nie wskazuje na to, by przerażająco realistyczny koszmar się ziścił.
                Przykładam dłoń do czoła. Chyba nie dam rady póki co zasnąć. Pójdę do kuchni napić się wody… Przy okazji ochłonę…
                Wstaję z łóżka, wciśniętego w kąt mojego całkiem sporego pokoju. Opuszczam nogi na zimną posadzkę i powoli się podnoszę. Łóżko nie skrzypi – jest chyba najnowszym meblem w moim małym królestwie. Cicho otwieram drzwi i wychodzę na opustoszały korytarz.
                Idę chwiejnie, opierając się o chłodną ścianę. Przy każdym kroku delikatnie ziębi moje palce. Kieruję się w stronę kuchni. Towarzyszą mi jedynie odgłosy moich własnych kroków i głębokich wdechów.
                Chcę się tylko przejść, napić wody i wrócić. A przede wszystkim chcę się uspokoić.
                Mam już dość tych powracających koszmarów, sprawiających, że każda noc jest bardziej przerażająca i męcząca od dnia. Chcę, aby to wszystko się w końcu skończyło, zniknęło. Mam dość…
                Przykładam rozpalone gorączką czoło do zimnej ściany. Czaszkę rozsadza mi ból, spowodowany kilkunocnym niedosypianiem i zmęczeniem. Chłód wnika w moje ciało, otępiając pulsujący ból i przynosząc chwilowe ukojenie. Ruszam dalej, z zamiarem jak najszybszego powrotu do pustego pokoju i położenia się. Wątpię, ze uda mi się zasnąć…
                Docieram do pogrążonej w miękkim półmroku kuchni. Ją również rozświetlają promienie księżyca, wydobywając z ciemności niewiele więcej rzeczy od szafek i fragmentu wysłużonego stołu, z paroma dosuniętymi krzesłami. W kątach jednak nadal siedzi mrok. Tu jest tak cicho i przyjemnie…
                Podchodzę do jednej z szafek i wyjmuję szklankę. Napełniam ją wodą z pobliskiego dzbanka i unoszę do ust.
-Eren? Co tu robisz o tej porze?
Głos Kaprala miesza się z brzękiem tłuczonego szkła i moim krzykiem.
- Ri-Rivaille- san! Wystraszyłeś mnie! – mówię szybko i schylam się, aby pozbierać pozostałości po szklance, która jeszcze chwilę temu znajdowała się bezpiecznie w mojej dłoni. – Przepraszam, już to zbie… Au! – wykrzyknąłem, czując ukłucie w rękę. Poczułem coś ciepłego ściekającego po mojej dłoni. Było ciemno, ale bezbłędnie zgadłem, ze to krew.
-Oi! Uważaj na siebie, bachorze! Takich rzeczy nie zbiera się gołymi rękoma! – przykucnął obok i złapał moją krwawiącą rękę. Nie zauważyłem, kiedy znalazł się obok mnie. Obejrzał ranę i zapytał – Boli?
                -Trochę – bolało jak cholera, ale nie chciałem tego mówić. Czułem, ze fragment nieszczęsnego naczynia został w mojej dłoni.
- Przepraszam, powinienem był się odezwać, gdy wszedłeś. Siedziałem  w cieniu i nie było szans,  byś mnie zauważył… - Spojrzał mi w oczy. – Cholera, dzieciaku! Co ci się stało? – na jego twarzy było wypisane zaniepokojenie. – Czy ty w ogóle śpisz w nocy?
- Nie bardzo – odparłem zgodnie z prawdą. – Ostatnio śnią mi się koszmary i nie wysypiam się… Au! – skrzywiłem się, gdy dotknął świeżej rany na mojej dłoni.
-Przepraszam, nie chcia... Czy ty masz gorączkę, bachorze?! – wykrzyknął, po czym zbliżył swoje czoło do mojego, na co zareagowałem mocnym rumieńcem. – Oczywiście, że masz! Chodź, idziemy. Trzeba się tobą zająć, skoro sam tego nie potrafisz zrobić – pomógł mi wstać. Zdziwiłem się, bo nawet nie przejął się bałaganem w kuchni, który stanowiło szkło na środku. Chyba nawet o tym nie pomyślał…
Szliśmy szybko korytarzem. Dopiero po chwili zorientowałem się, że trzymamy się za ręce. Znów poczułem to palące zażenowanie i wyszarpnąłem rękę z jego mocnego uścisku.
-Oi! Co ty robisz? – zapytał marszcząc brwi. – Co ci się tak nagle stało?
-Nic… Bo… To… Yyy… Nieważne – wyjąkałem. Przecież nie powiem mu, ze go lubię, a takie sytuacje powodują dziwne reakcje mojego ciała i umysłu. Przez te gesty czuję się… dziwnie…
Spojrzał na mnie dziwnie, po czym znowu złapał mnie za rękę i pociągnął dalej korytarzem. Minęliśmy drzwi mojego pokoju.
_Gdzie idziemy? – zapytałem niepewnie, oglądając się przez ramię. – Mój pokój był tam.
-Idziemy do mnie – odpowiedział spokojnie. – U siebie mam wszystko, co będzie potrzebne do zdezynfekowania twojej rany.
-Nie trzeba, Kapralu. Poradzę sobie – odparłem niemrawo, próbując wyrwać rękę z uścisku. – To tylko strata pańskiego czasu – mówiąc to, przekroczyłem próg pokoju Heichou.
W jego małym królestwie panował idealny porządek. Kurz nie miał szans się nigdzie uchować, a każdy z dokumentów, leżących na biurku, był położony równiutko, jeden na drugim. Łóżko w żadnym miejscu nie miało najmniejszej fałdki… do czasu, gdy mnie na nie nie pchnął, niszcząc efekt swojej pedantycznej pracy.
-Poczekaj tu chwilę – rzucił przez ramię i wyszedł do małej łazienki połączonej z pokojem. Siedziałem, a właściwie półleżałem, zaciskając krwawiącą dłoń w pięść. Nie chciałem, aby chociaż kropelka ciemnoczerwonej cieczy skapnęła na jego nieskazitelnie czystą i pachnącą pościel – zapewne bardzo by się wkurzył, gdyby do tego doszło. Nie chciałem, żeby znów mnie pobił, tak jak w sądzie. Na samo wspomnienie tego wydarzenia czuję ból w całym ciele. Ten to ma kopa…
Levi wrócił z łazienki, niosąc w rękach apteczkę. Usiadł obok mnie, na co się wzdrygnąłem i odsunąłem minimalnie. Wyciągnął do mnie dłoń, a widząc niezrozumienie wypisane na mojej twarzy, przewrócił oczami i złapał delikatnie za moja krwawiącą rękę.
-Eren! Rozegnij palce, bo inaczej ci tego nie opatrzę – wbił we mnie karcące spojrzenie.
-P-przepraszam – wymamrotałem rozginając palce. – Nie chciałem pobrudzić pościeli, Kapralu.
Rivaille marudził coś pod nosem, jednocześnie opatrując moją rękę, na temat „Miło, że pomyślałeś, ale rana jest w tej chwili ważniejsza” i „Martw się w tej chwili o siebie, bachorze. Jesteś nam potrzebny, uważałbyś trochę na siebie”. Sprawnie i bezboleśnie założył opatrunek, Po wcześniejszej dezynfekcji. Gdy skończył, powiedział:
-Gotowe. Wybacz, to przeze mnie się skaleczyłeś. Powinienem był się odezwać i zawiadomić o swojej obecności, gdy wszedłeś, ale… - nie dokończył.
-Dziękuję i przepraszam za kłopot – pochyliłem głowę. – To moja wina, ze jestem niezdarą. Pójdę już… - gdy tylko się podniosłem, zakręciło mi się w głowie. Przewróciłbym się, gdyby nie Levi, który w porę mnie uchronił przed upadkiem.
-Eren! Wszystko w porządku? – zapytał, sadzając mnie z powrotem na łóżku. – Co się stało?
-To ze zmęczenia – wyjaśniłem. – Od kilku nocy nie mogę spać, przez te koszmary. Boję się spać sam – dodałem bez namysłu. Po chwili, gdy zorientowałem się o tym, zacząłem pospiesznie wyjaśniać – T-ten, bo nie o to mi chodziło…. To… no bo ja… one są… - zacząłem się plątać, na co on westchnął głęboko. Oczywiście przez to zaciąłem się zupełnie.
- Rozumiem, dzieciaku – powiedział przerywając napiętą ciszę. – Z resztą, domyślam się, co ci się śni i nie dziwię się, dlaczego się boisz – spojrzał na mnie. – Nie myśl sobie, że zawsze byłem tak dobry. Też kiedyś byłem rekrutem, co prawda różniłem się od innych, ale również i ja miewałem gorsze dni spowodowane stresem czy strachem. Po tym wszystkim, co się stało, każdy boi się o swoje jutro. Nikt nie jest pewny swojej przyszłości.
-Nawet ty? – spytałem naiwnie jak dziecko, którym w końcu cały czas byłem.
-Oczywiście, głąbie - prychnął. – Dlatego, jeśli może ci to pomóc z bezsennością, pozwolę ci dzisiaj zostać u mnie na noc.
- Co? - zapytałem zszokowany. Czy on NAPRAWDĘ to zaproponował?!
-Nie drzyj się, Eren - skarcił mnie ostro. - Jest środek nocy.
-Ale Heichou...
-Nie cieszę się z tego powodu - przerwał mi - ale chyba nie mam innego wyjścia - westchnął głęboko. -Jesteś nam potrzebny sprawny i wyspany, a dodatkowo, jako twój przełożony, muszę dbać o ciebie jako o mojego człowieka. Rozumiesz? - spojrzał na mnie wyzywająco.
-T-tak - odpowiedziałem zmieszany.
-Mam duże łóżko zmieścimy się - westchnął po raz kolejny. - Tylko nie narób bałaganu - rzucił jeszcze, patrząc na mnie groźnie.
Po chwili już leżeliśmy w łóżku.
Coś mi tu nie pasowało. Zachowanie Leviego było zupełnie inne. Postanowiłem go o to zapytać:
-Heichou? - szepnąłem w obawie, żeby go nie obudzić w razie, gdyby spał.
-Czego chcesz? - odpowiedział i odwrócił się twarzą do mnie.
-Eehm - odchrząknąłem i odsunąłem się odrobinę od niego. - Dlaczego Heichou to robi? Dlaczego jesteś taki miły dla mnie? Zwykle się tak nie zachowujesz, to nie w twoim stylu.
-Co ty możesz wiedzieć o tym, jaki jestem naprawdę - syknął. - Nie twój zasrany interes, bachorze - odwrócił się z powrotem.
Musiałem go nieźle wkurzyć. Ale miał rację - tak naprawdę w ogóle go nie znałem, ba, nawet wątpię, czy ktokolwiek go zna na tyle dobrze, by rzucać takie wnioski jak ja przed chwilą. Może on faktycznie naprawdę jest miły? Może tylko przy pracy jest taki oschły?
-Dziękuję - szepnąłem już zasypiając.
W odpowiedzi Kapral coś tylko odmruknął niezrozumiale.
***
-...en...Eren...Eren! - ze snu wyrwał mnie ostry głos Kaprala.
-Co? - mruknąłem - przecierając ręką prawe oko.
-Nie co, tylko słucham, bachorze - odpyskował. - Już jest dawno po śniadaniu, może byś się stąd zabrał z łaski swojej i poszedł do siebie?
Dopiero w tym momencie się do końca rozbudziłem.
-Co? Jak to? Przepraszam - zerwałem się z łóżka. - Zaspałem! Przepraszam! Dlaczego Kapral mnie nie obudził? - panikowałem. Czułem, że będzie zły.
-Uspokój się, debilu - złapał mnie za ramiona  i potrząsnął. Od razu mi przeszło. - Nie budziłem cię, byś się wyspał, Eren. Dostałbym cholery, jakbym musiał jeszcze raz cię niańczyć w nocy.
Spojrzał mi głęboko w oczy, po czym powoli zabrał ręce z moich ramion. Szybko złapałem jego dłonie.
-Heichou - spojrzałem z uwielbieniem na przełożonego. - Ty naprawdę jesteś jednak miły - uśmiechnąłem się.
Powiedziałem za dużo, za co dostałem mocnego kopniaka w brzuch. Zgiąłem się w pół.
-Nie pozwalaj sobie, gnojku - prychnął Kapral. - A o śniadanie to się sam zatroszczysz. I jeszcze jedno: za ten syf, który zostawiłeś w kuchni, będziesz sprzątał dzisiaj stajnie. Sam! - zmrużył oczy patrząc, jak wstaję z podłogi. - Nie guzdraj się, będziesz miał dziś sporo roboty - rzucił i wyszedł.
Nie wiedziałem już, czy on potrafi być miły, czy robi to tylko z poczucia obowiązku. Heichou jest jednak dla mnie zagadką. Ale i tak go lubię. Nawet jeśli jest pedantycznym chamem.
[END]

8 komentarzy:

  1. Hyhyhy, piszesz super one-shoty <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. W świecie internetu mówią na mnie Shiro i dziwię się, że dopiero teraz odnalazłam twojego bloga.

    Na dobry początek, obleciałam od dołu do góry wszystkie opowiadanka z ukochanym paringiem Rivaille x Eren. I powiem ci, że jestem bardzo pozytywnie nastawiona do twoich prac w tym kierunku. Jednak po przeczytaniu niektórych, odczuwam pewien niedosyt - ze względu na długość (a raczej kompletnie na odwrót). Noo, wiesz o co mi chodzi. :)

    Muszę przyznać, ze wszystkich zamieszczonych tutaj opowiadań z Riren, właśnie "Sen na jawie" spodobało mi się najbardziej. Jednak w celu ulepszenia, no, chęci pomocy - mam do ciebie kilka uwag w kierunku tegoż opowiadania:

    Po 1: Zapewne czytałaś je kilka razy, poprawiając przy okazji. Uwierz mi, czytając to - od razu odczuwamy różnicę. Jednak nie o to mi chodzi. Gryzącą rzeczą jest niestety pomieszanie czasów. Początek jest poprowadzony w czasie teraźniejszym, natomiast później ni stąd, ni zowąd wkracza czas przeszły. Musisz zdecydować którym czasem będziesz operować: przeszły czy teraźniejszy i KONSEKWENTNIE się go trzymać.
    Po 2: Charakter Levi'a stale się tam zmienia. Raz jest taki, jaki faktycznie jest (tak jak to kiedyś ujęłaś "menda"), a za innym razem jest milusim misiakiem. To też mi troszkę nie gra. Wyzwaniem tutaj jest oddać charakter Levi'a i wtrącić wątek yaoi. Mówiąc po ludzku? Popracuj nad dialogami. Wyrównaj różnicę między tym, że Rivaille raz jest chamski, a zaraz obok martwi się o Erena. (Tutaj: "Przepraszam, bolało?" a później "Rozumiem, dzieciaku."
    Po 3: Tak mnie to ujęło - to słodkie, że Levi bandażuje mu dłoń i tak dalej, ale jakby nie spojrzeć...Erenowi ta dłoń by się tak czy siak sprawnie zabliźniła. xD Jestem za wprowadzeniem jakiegoś wątku do tego, by dodać czytelnikom smaczku. A jeszcze ciekawiej byłoby, gdybyś zrobiła 2 rozdział tego wątku. c:

    W zasadzie to na tyle zastrzeżeń. Opowiadania jak już wspominałam - urocze i delikatne, mimo kilku potyczek. Życzę ci jak najwięcej weny, będę czekać na rozdzialiki.

    (To coś powyżej "usunięte przez autora" to mój komentarzowy fail. Takie tam drobne przejęzyczenia. Możesz usunąć po tym dziurę.)

    + dorzucam link do bloga autorstwa mojego i przyjaciółki. Opowiadanka i nie tylko. Ogólnie, zapraszam.

    http://thewarforfreedom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię, cieszy mnie naprawdę >.<
      Tak, wiem, że odchodzę od prawdziwych charakterów i często robię to nieświadomie. Staram się uważać na to, ale... zdarza się
      Co do czasu - tego to w ogóle nie zauważyłam O.o To efekt uboczny pisania w dwóch etapach z dwumiesięczną przerwą |D
      Bloga z chęcią odwiedzę c:

      Usuń
  4. Co tu dużo mówić - najlepsze twoje opowiadanie na tym blogu, jakie do tej pory czytałam. Niech Ci się chwali, ze je napisałaś :)
    Tak, jak zauważyła już koleżanka powyżej: czasy. Musisz się trzymać jednego, bo gdy mieszasz ze sobą dwa opowiadanie wydaje się nieskładne. Charakter Leviego - wciąż od niego odbiegasz. Mimo to wyraźnie się poprawiłaś w porównaniu do starszych postów. Co do rany Erena - dopiero po komentarzu Shiro uświadomiłam sobie fakt, że rzeczywiście, rany szatyna goją się w błyskawicznym tempie i bandażowanie ich nie ma większego sensu. Sama jednak się nie zorientowałam, więc wybaczam xD
    Jak zwykle, miło się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz odnalazłam twojego bloga, ale od razu spodobał mi się twój sposób pisania *^* . Shot świetny lecz zauważyłam że często zjadasz kropki. Nic poza tym nie zauważyłam. Jak już wspomniałam bardzo dobrze piszesz i czekam na więcej c: .
    Zapraszam także do mnie ^^ , blog mało popularny, dopiero się rozkręcamy ;w; .
    http://opowiadaniatenczofe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. No...wyszło całkiem nieźle. :3 Trochę mi się pogmatwało jak Kapral raz był miły i wgl, a za chwilę wyzywał Erena itp. :/ Ale tylko to mi nie pasowało...No tak, nie ma to jak czytać jeden wpis na dwa razy. *facepalm* Nie mam ochoty, ani weny pisać długich komentarzy, więc tylko pozdrawiam, weny itp.

    OdpowiedzUsuń