poniedziałek, 27 stycznia 2014

~Sayonara, Heichou~

Znów Riren, tym razem nostalgiczne. Lubię takie klimaty od czasu do czasu.
Miłego czytania





"Sayonara Heichou"
-Ohayou, Heichou - witam się cicho w progu. Ostrożnie przechodzę przez salę i siadam obok twojego łóżka. Łapię twoją dłoń, jest taka ciepła pomimo tego wszystkiego...
Masz zamknięte oczy, a twoja klatka piersiowa unosi się co jakiś czas w spokojnym oddechu. Wyglądasz jakbyś miał się zaraz obudzić i z tym swoim niezadowolonym spojrzeniem oświadczyć mi, że nie powinienem marnować tu czasu, bo z tobą wszystko w porządku. Wiem, że to tylko złudzenie.
-Schudłeś, Rivaille - całuję twoją dłoń. Wydajesz się być teraz jeszcze drobniejszy i bezbronny niż wcześniej. Uśmiecham się lekko na tę myśl. To chyba najbardziej mylne pierwsze wrażenie. Jesteś w końcu twardym Kapralem i najsilniejszym z ludzkości. Ciągle mnie zastanawia, gdzie w tobie dżemie ta mordercza siła i skąd się wzięła. Może to twoja mroczna przeszłość tak cię zahartowała? W końcu nie każdy może się poszczycić przeżyciem w podziemiu kilku lat jako przestępca... Wiele razy pytałem cię o przeszłość, jednak nigdy nie mówiłeś za dużo. Powiedziałeś, że nie jesteś dumny ze swojego wcześniejszego życia w półświatku przestępczym i nie lubisz o tym mówić. Rozumiem to, ale ciekawość, ludzka w końcu rzecz, pozostała...
Jak na każdej wizycie sprawdzam, czy zmieniają ci opatrunki. Wiem, że to robią, ale nie mogę się powstrzymać. Chcę dbać o ciebie, opiekować się... i nie myśleć o tym, z jakiego powodu tu teraz leżysz, na cienkiej granicy życia i śmierci...
Przed moje oczy znów powracają niechciane obrazy.
Tytani, walka. Nie mogłem się znowu przemienić. Leżałem, półżywy na ziemi, zalany krwią zarówno swoją jak i krwią Tytanów, a człekokształtne monstra zbliżały się do mnie. Bałem się, a nie miałem nawet odłamka ostrza by się bronić. Gdy jeden z olbrzymów wyciągał już po mnie rękę, pojawiłeś się ty. Widziałeś całe to zdarzenie i nie bacząc na swoje życie przybiegłeś mnie uratować. Poczułem nadzieję, która zaraz przerodziła się w strach. Tytanów było zbyt wielu, a szanse były zbyt małe na to, że wyjdziemy z tego cało. Zacząłem odpływać, wycieńczony przez liczne rany i wcześniejszą transformację. Moja świadomość gasła, a ostatnim co widziałem byłeś ty, zakrwawiony lecz nieugięty w walce z Tytanami. Wydaje mi się, że na chwilę przed zemdleniem dostrzegłem strach w twoich czarnych tęczówkach...
Obudziłem się dwa dni później w szpitalnej sali. Wszystko mnie bolało, każdy fragment ciała rwał potwornym bólem. Zignorowałem to i gdy tylko otworzyłem oczy, zapytałem:
-Gdzie jest Kapral Rivaille? - właściwie to wychrypiałem to pytanie. Nieużywany głos odmawiał mi posłuszeństwa.
Pielęgniarka nie odpowiedziała mi, spojrzała niepewnie, szybko zmieniła opatrunek na moim czole i wyszła.
Przez kilka dni nie mogłem wstawać z łóżka. Ten czas był dla mnie udręką. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje - wszyscy, których pytałem szybko zmieniali temat albo kazali martwić mi się o moje zdrowie. W końcu dowódca Erwin powiedział, że leżysz w szpitalu. Kamień spadł mi z serca - przynajmniej wiedziałem, że żyjesz.
Gdy tylko dali mi do rąk kule i pozwolili pospacerować, poszedłem do twojego pokoju. Leżałeś w białej pościeli. Wyglądałeś jak anioł niepogrążony delikatnym śnie. Tylko te aparatury i kroplówka ukazywały prawdę - że cudem przeżyłeś i ciągle walczysz o każde uderzenie serca... Odwiedzałem cię tak często, jak się dało. Nawet, gdy mnie wypisali, przychodziłem codziennie rano, siadałem obok i tak jak teraz trzymałem twoją dłoń. Czasem coś mówiłem, albo głaskałem cię po gładkim policzku. Do domu wracałem tak naprawdę tylko by się umyć, zjeść coś i się wyspać.
Wszyscy się o ciebie martwią... i o mnie również. Mówią, że nie powinienem tu ciągle tkwić, że powinienem się czymś zająć.
Nie potrafię. Nie potrafię, tak długo jak tu leżysz, pogrążony we śnie, który nie wiadomo jak ani kiedy się skończy. Nie potrafię nie myśleć o tobie, nie martwić się. Nie potrafię powstrzymać się od przychodzenia tu codziennie, pomimo iż wiem, że nie jesteś sam - ciągle ktoś tu zagląda. Nie potrafię. Moje życie toczy się wokół ciebie, kroplówek, szpitalnego zapachu i wszechogarniającego smutku.
Wiele razy próbowali mnie pocieszyć, podnieść na duchu... Mówili, że jeszcze trochę poleżysz i wyzdrowiejesz, że wszystko będzie dobrze, że niepotrzebnie się tak zamartwiam... że dasz sobie radę, bo jesteś silny... Ale ludzka siła, nawet tak wielka jak twoja, ma jakieś granice. Wszyscy to wiedzą, ale i tak otaczają się zgubnymi złudzeniami. A przecież życie jest tak piękne a jednocześnie tak kruche, że nie warto żyć w kłamstwach.
Przyjąłem do wiadomości bolesną prawdę. Wiem, że dla ciebie nie ma już ratunku. Straciłeś za dużo krwi, masz zbyt poważne obrażenia, słabniesz. Z dnia na dzień jesteś coraz bledszy, twoja skóra wydaje się wręcz przezroczysta. W twoim delikatnym oddechu da się wyczuć nieubłaganą śmierć, kroczącą powoli, acz nieustannie. Przynajmniej wiem, że nie cierpisz. Cały czas uśmiechasz się delikatnie. Wyglądasz pięknie, jak posąg. Zastanawia mnie, co ci się śni? Może świat bez Tytanów? Może w tych snach spełniają się twoje skryte marzenia? Nigdy się nie dowiem.
Siedzę w twoim pokoju kilka godzin, spoglądając na zachodzące słońce. Wspominam wszystko, co dla mnie zrobiłeś, jaki byłeś. Wspominam te nieliczne radosne chwile. Może to właśnie o nich śnisz?
-Muszę już iść - szepczę wstając. - Zbliża się koniec odwiedzin.
Całuję cię delikatnie w czoło, jakbym bał się, że samym dotykiem zrobię ci krzywdę. Czuję dziwny spokój w sercu. Wiem, że to moje ostatnie odwiedziny.
-Sayonara, Heichou - po policzku wpływa mi łza. Już nigdy cię nie zobaczę, ale zawsze będziesz żył w moich wspomnieniach. Zawsze będę twoim dłużnikiem... a ty moimi Skrzydłami Wolności.
-Sayonara, Rivaille - wychodzę szepcząc moje ostatnie pożegnanie z tobą. Wierzę, że wiedziałeś, że cię odwiedzałem codziennie. Wierzę, że czułeś mnie przy sobie. Wierzę, że byłeś świadomy, że jesteś całym moim światem. Wierzę, że wiedziałeś, że cię kocham...

END

9 komentarzy:

  1. Płacz i płacz ;-; smutne ; (

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszające. Przyznam, że zebrało mi się na płacz.
    Ten oneshot podoba mi się zdecydowanie bardziej ze względu na postaci. Levi, jako że jest pogrążony w śpiączce, naturalnie nie ma zmienionego charakteru. Zaś zachowanie Erena wydaje mi się w miarę naturalne. Fabuła co prawda oklepana, ale tak samo jak poprzednie opowiadanie, miło mi się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam ochotę napisać coś smutnego,a akurat wątek szpitalny, chociaż oklepany, wydawał mi się odpowiedni.
      Staram się pisać tak, by nie zabić kwiecistymi frazesami i zbyt długimi opisami wszystkiego ;P

      Usuń
    2. I dobrze robisz. Nadmiar rozbudowanych i wyszukanych słów niszczy opowiadanie zbytnią pompatycznością.
      Co do tematu - może oklepany, ale jako blogerka ja również wiem, że ciężko znaleźć jakiś oryginalny.

      Usuń
  3. Zdecydowanie nie jestem osobą, która maże się z byle powodu, ale teraz...
    Po prostu epicki one-shot...!
    Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze wiele tak świetnych shotów ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. No przyznam, że to ci się udało. Końcówka była NAJsmutniejsza~!! ;-; Ale nie do przesady...:P
    Osobiście przypadł mi ten Shot do gustu i mam nadzieję, że napiszesz, gdzieś tam, jeszcze takiego. :3 Tym czasem idę czytać dalej. ^.^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie płaczę o byle co. Nie płaczę na potrzebach, przy pożegnaniach, na smutnych filmach. Nie płaczę gdy mam złamane serce, ani gdy ktoś mnie zrani.
    Jednak teraz uroniłam łzy. Jest to napisane wspaniałym językiem. Słowa pasują do siebie jak usta do ust, łączą się w jedno. Smutek narasta z każdym zdaniem, zaś nadzieja na dobre zakończenie z każdym zdaniem jest bliżej Śmierci, tak jak Levi.
    Gratuluję tak wspaniałego Środa.

    OdpowiedzUsuń